Michał Rusinek zdobył popularność w mediach jako sekretarz Wisławy Szymborskiej. Często zapraszany do telewizji wykorzystał swoje pięć minut. Po jej śmierci zajmuje się fundacją, osobistą karierą i zarabianiem pieniędzy na reklamach różnych firm. Byli znajomi noblistki zarzucają mu, że zbyt często miesza te role, z korzyścią dla siebie. Finansowo idzie mu tak dobrze, że pojawiają się głosy, że niektóre z jego "akcji promocyjnych" nadużywają nazwiska zmarłej. Rusinek stał się już celebrytą, występuje na płatnych imprezach i w reklamach, podpisany najczęsciej jako "sekretarz Szymborskiej". Postanowił teraz wybronić się i odpowiedzieć krytykom w wywiadzie dla Dużego Formatu.
Odpytywany przez dziennikarkę przyznaje, że użył nazwiska Szymborskiej i jej twórczości m.in. w reklamie mercedesa, reklamie orzeszków (na której zarobił prywatnie - nie dla fundacji) i na billboardach z celebrytami. Wpuścił też po jej śmierci do jej prywatnego mieszkania fotografa tabloidu, który zrobił zdjęcia do Faktu...
Rusinek żali się, że ludzie, krytykując jego najnowszą reklamę, podpisaną nazwiskiem noblistki, odbierają mu prawo do zarobku. Porównuje się też do Agnieszki Osieckiej, Salvadora Dali ("oni też byli zaangażowani w komercyjne projekty") oraz do... kobiety, której umarło chore dziecko.
Przeczytajcie:
- Producent orzeszków napisał w materiale reklamowym: "Już dziś wytęż swoje szare komórki i stwórz orzeszkowy limeryk. Oceni go sam Michał Rusinek, literaturoznawca i wieloletni sekretarz Wisławy Szymborskiej" - zaczyna dziennikarka.
- Ale wydaje mi się, że ze strony firmy, która przygotowała ten komunikat, to była tylko chęć dookreślenia mnie - wyjaśnia Rusinek. Szymborska była jakoś kojarzona z twórczością niepoważną. Ponieważ fraza wzbudziła taką namiętność, została usunięta po kilku godzinach.
- Nie chcę urazić pana miłości własnej, ale naprawdę pan myślał, że w przypadku konkursu po-e-tyc-kie-go może nie chodzić o skojarzenie z Szymborską, tylko o pana osobę?
- Droga pani, zdaję sobie sprawę, że moją obecność w mediach zawdzięczam w dużej mierze temu, że byłem sekretarzem Szymborskiej. To jest w pewnym sensie mój posag.
(...)
- Mówi pan, że Szymborska uprawiała twórczość niepoważną - ale jednak dla rozrywki, a nie w celach komercyjnych.
- Wydała jednak książkę z limerykami. Nie służyły do reklamowania niczego, ale mój limeryk też do tego właściwie nie służy. Zostałem poproszony o jurorowanie w konkursie.
- Pana zdaniem ten limeryk nie jest reklamą?! Przecież tam się pojawia nazwa handlowa, rzecz figuruje na oficjalnej stronie producenta, a cały konkurs nie wziął się raczej z miłości do poezji.
- No tak, ale też pomyślałem sobie, że jest w tym pewna zabawa. Można oczywiście powiedzieć, że dławi mnie miłość własna, ale: Agnieszka Osiecka, Melchior Wańkowicz, Salvador Dali... Oni wszyscy byli zaangażowani w bardzo komercyjne projekty.
Rusinek żali się też, że "był obiektem ataków" za zaniedbanie grobu Szymborskiej:
- Gdybym pełnił wcześniej inną funkcję, pewnie nie byłbym obiektem ataków tak intensywnych. Raz pojawił się zarzut, że się lansuję w telewizji, kiedy na grobie Szymborskiej jest tylko kartka z nazwiskiem, a grób jest zniszczony. Wyjaśniałem wtedy spokojnie, że procedura naprawy grobu trwa długo.
Przyznaje, że trzyma w garażu i jeździ luksusowym mercedesem, którego fundacja dostała w zamian za sprzedanie wierszy noblistki:
- Nie do końca odpowiedział mi pan, po co fundacji akurat mercedes.
- Bardzo często jeździmy po Polsce w różnych sprawach związanych z fundacją. Trudno mi o nich mówić coś więcej. Fundacja to także przedsiębiorstwo: używa telefonów, komputerów, ma siedzibę. A jej pracownicy sporo podróżują.
- Mówi pan "jeździmy", czyli - pan jeździ?
- Prowadzę głównie ja, ale też niekoniecznie, bo prawo jazdy mają u nas trzy osoby. Samochód stoi u mnie w garażu, ale to bez znaczenia.
(...)
Celebryta narzeka dalej na krytykę i porównuje się do, uwaga... kobiety, której umarło nieuleczalnie chore dziecko:
- Przeczytałem kiedyś wywiad z matką nieuleczalnie chorego chłopca. Wiadomo było, że umrze. Był kibicem Realu, marzył, by spotkać się z p_iłkarzami, ona stanęła na głowie, żeby to się udało. Szalenie wzruszająca historia. Wywiad ukazał się mniej więcej rok po śmierci chłopca. Opowiadała, że spotyka się teraz z nienawiścią. Chce zacząć pracować, czego wcześniej nie mogła robić, bo poświęcała się synowi, ale nie może nawet znaleźć pracy. Ludzie mówią, że uprawia "nekrolans" - dokładnie to samo słowo pojawiało się w komentarzach internautów pod moim adresem. Ten wywiad uświadomił mi, że moja sytuacja jest podobna._
- Pan widzi tę brew, która mi się mimowolnie unosi, prawda?
- Chodzi o to, że ja też pełniłem funkcję przy kimś, kto umarł. I przecież to jest taki stary plemienny zwyczaj, że wdowy należy palić.
- Nie przekonuje mnie to porównanie, to inna relacja. Mówi pan o matce, dla której śmierć dziecka musiała być dramatem. No i pan się dla Szymborskiej raczej nie "poświęcał".
- Relacje były inne, ale reakcje - takie same. Zadziałała stara plemienna zasada: wdowę należy palić.