Violetta Villas przez całe swoje życie uchodziła za osobę ekscentryczną i nieprzewidywalną. Za czasów świetności mieszkała w ogromnej willi w podwarszawskiej Magdalence i opowiadała o swoim "światowym życiu" i występach w Las Vegas. Dziennikarz Bohdan Gadomski, który miał okazję poznać Villas od bardzo prywatnej strony, wspomina, że była nie tylko oryginalna, ale i niebezpieczna.
Poznali się, kiedy Gadomski opublikował w magazynie muzycznym Synkopa pełen pochwał artykuł na temat jej życia zawodowego. Diwa przeczytała go i zaprosiła dziennikarza do swojego domu.
Powiedziała mi, że kiedy czytała mój tekst, to płakała. To było moją przepustką do niej - wspomina w rozmowie z Onetem. Dostąpiłem zaszczytu odwiedzenia jej w zakratowanej willi w Magdalence: kolejno pięć godzin, cztery godziny i jeszcze byłem trzy godziny u matki, która pokazała mi całą willę od góry do dołu. Rozmawialiśmy wiele godzin, Violetta uwielbiała takie rozmowy prowadzić, zwłaszcza w nocy.
Sympatia Villas szybko przerodziła się w uczucie. Gadomski twierdzi, że chciała zostać jego żoną: Pewnego dnia zaproponowała mi małżeństwo. Zadzwoniła do mojej mamy i powiedziała, że miała proroczy sen, w tym śnie była wysoka drabina, na jej szczycie stałem ja, a ona wchodziła po tej drabinie. "Zrozumiałam, że jesteśmy sobie przeznaczeni".
Dziennikarz wspomina, że gwieździe zdarzały się też napady wściekłości i histerii:
Nie wiedziałem, że ona jest chora psychicznie - dowiedziałem się dopiero później, że ma wybuchy agresji i napady złości. Violetta bez powodu rzuciła we mnie popielniczką. Chciała mnie zabić za jedno pytanie: "Czy ma pani kogoś, kto pomaga pani w reżyserii recitalu? Bo przydałby się". Wtedy ofuknęła mnie, że jest gwiazdą światowego formatu i nie potrzebuje reżysera. Najpierw rzuciła we mnie filiżanką, a później chwyciła gigantyczną popielniczkę, i gdybym się nie uchylił, to byłbym zabity - opisuje. Po wszystkim, zaczęła dzwonić po taksówkę, ale powiedziałem: nie, dziękuję, przyjechałem autobusem, więc odjadę autobusem. Było już po 22, ciemno, las, cudem zdążyłem na ostatni autobus z Magdalenki do Warszawy.
Gadomski dodaje, że po tym incydencie "zaręczyny" zostały zerwane, a on sam nie patrzył już na swoją idolkę z takim uwielbieniem:
Już później patrzyłem na Violettę inaczej. Wcześniej byłem zaślepiony, nie ukrywam. Zacząłem dostrzegać, że popełnia błędy, że to już nie jest ten sam głos, co 20 lat temu. Że jest leniwa, że nie pracuje nad swoim wielkim głosem, że nie przygotowuje nowego repertuaru. Byłem rozczarowany.
_
_