Patrycja Kazadi dwa lata temu pochwaliła się, że za pojawienie się na bankiecie oczekuje konkretnej gratyfikacji, a przynajmniej zwrotu kosztów. Jest to co naj mniej "tysiak". Zobacz:"Jak ograniczę koszta to MIESZCZĘ SIĘ W TYSIAKU"
Dzięki jej wyznaniu potwierdziło się, że większość celebrytek chodzi na takie imprezy tylko dla pieniędzy i nieźle z tego żyje. Co ciekawe, w rozmowie z tygodnikiem Twoje Imperium Patrycja zapewnia, że mimo pobierania wynagrodzeń za bankiety, pozowania na wielu okładek i udzielania "szczerych wywiadów" rodzinnych w Vivie, zupełnie nie czuje się celebrytką.
Żebym poczuła się dotknięta, musiałoby być w tym ziarno prawdy - wyjaśnia w tabloidzie. A ja jestem zdania, że akurat słowo celebrytka nie ma ze mną nic wspólnego. Od wielu lat ciężko pracuję na swoją pozycję i wydaje mi się, że inne epitety powinny stać przy moim nazwisku. U nas bowiem celebryci kojarzą się z ludźmi, którzy kiedyś się pojawili gdzieś, do tego w prześwitującej bluzce. Ja jestem chyba ostatnią osobą, która pozuje na ściankach bez powodu. Jeśli pojawiam się gdzieś to albo wspieram jakiegoś projektanta, albo tam pracuję. Nie zdarza mi się po prostu bywać!
Zabawne, że prawie każda polska celebrytka szczerze wierzy w to, że właśnie ona jest lepsza od reszty i czuje się gwiazdą z "wyższej półki".
Patrycja wyznała kiedyś, dlaczego w Polsce bycie gwiazdą jest jej zdaniem mało opłacalne: Za granicą dostajesz kasę i jeszcze dostajesz takie prezenty albo bony, że opyla ci się to. Nam się to kompletnie nie opłaca. Jeżeli już wychodzę na taki event to musi być to dla mnie opłacalne, bo jeżeli ja wkładam w to kasę, to co ja mam z tego?
W rozmowie z tabloidem Patrycja rozwija swoją wypowiedź:
Nie rozmieniam się na drobne - deklaruje. Zawsze to, co robiłam, robiłam z pasji i miłości, a nie dla pieniędzy, ścianek i bywania.
_
_