Kilka dni po samobójczej śmierci Robina Williamsa jego żona wyjawiła, że 63-letni aktor cierpiał na "wczesne stadium choroby Parkinsona". Gwiazdor zmagał się również z depresją i wieloletnim uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. Zobacz: Żona Williamsa: "Robin był we wczesnym stadium Parkinsona"
Rob Schneider, przyjaciel Williamsa od czasów _**Saturday Night Live**_ w latach 80-tych twierdzi jednak, że powody targnięcia się na życie komika były zupełnie inne. Jego zdaniem wpływ na jego fatalną kondycję psychiczną miały leki, które brał w związku z Parkinsonem.
Teraz możemy już mówić o tym otwarcie. Robin Williams brał leki na chorobę Parkisona, których efektem ubocznym może być samobójstwo - napisał na swoim profilu.
Temat rozwija anonimowy informator z otoczenia rodziny aktora. Bliscy Williamsa nie mogą zrozumieć, dlaczego cierpiący od lat na depresję aktor nagle targnął się na swoje życie. Nigdy nie ukrywał swoich problemów zdrowotnych, o chorobie i uzależnieniach mówił często i otwarcie. W jednym z wywiadów zapewniał nawet, że w jego opinii samobójstwo jest najgorszą drogą, jaką można wybrać.
Wielu przyjaciół Robina jest przekonanych, że koktajl z leków na receptę, którym się faszerował, w jakiś sposób doprowadził do gwałtownego pogorszenia jego stanu - tłumaczy źródło dziennika. Robin cierpiał na depresję przez wiele lat, leczył się z uzależnienia, ale kuracja na Parkinsona była czymś nowym. Tak samo jak kombinacja leków, które brał.
Nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób leczono Williamsa. Jego żona, Susan Schneider, nie komentuje tych doniesień.