Od śmierci Małgorzaty Braunek upłynęło już 49 dni. To dla buddystów graniczna data, zamykająca stan o nazwie bardo, przejściowy pomiędzy pozostawianiem starego ciała a znalezieniem nowego.
To oznacza, że aktorka jest już ponownie na ziemi, chociaż nie wiadomo, w jakiej postaci. Dla bliskich aktorki jest jasne, że w nowym wcieleniu nadal będzie pomagała ludziom.
Zaawansowane duchowo istoty ślubowały w poprzednim życiu, że nie opuszczą sfery cierpienia (np. naszego świata ludzi) i będą się tutaj odradzały dla dobra innych, dopóki choćby jedna istota będzie potrzebowała pomocy, dopóki nie opustoszeje samsara - to jest świat, w którym nieustannie cierpimy z powodu narodzin, starzenia się, chorób i śmierci - napisał na jej profilu przyjaciel, buddysta Artur Cieślar.
Tę opinię potwierdza mistrz duchowy aktorki, Dennis Merzel:
Na pewno jest to zgodne z jej karmą - komentuje w Super Expressie. Wszystko inne, co bym powiedział, byłoby tylko przypuszczeniem i projekcją.
Przypomnijmy, że Braunek, która od lat była zaangażowaną buddystką, nie mogła zostać pochowana zgodnie ze swoimi przekonaniami religijnymi. Polskie prawo nie zezwala na pochówek w obrządku buddyjskim.