Bogusław Linda czasy swojej największej świetności ma już wprawdzie za sobą, jednak udało mu się przejść do historii polskiej kinematografii. Uchodził na największego twardziela kina lat 90-tych. Były to czasy, gdy bez jego udziału nie mógł się obyć żaden film sensacyjny. W rozmowie z PAP-em Linda ujawnia detale pracy na planie. Jak się okazuje, nie była ona łatwa. Najgorzej wspomina sceny erotyczne.
Kobieta leży, ja leżę uniesiony na łokciach nad nią. Staram się jej nie przygnieść, bo leżę nad nią przez dwie godziny. Ustawiane są światła. Ona poprawia piersi, bo chce, by dobrze wyglądały. Rekwizytorka szczypie ją w sutki, żeby sterczały. Lewa pierś jej opada, więc błaga operatora, żeby przestawił kamerę. A ja na tych łokciach wiszę - opisuje 62-letni dziś gwiazdor. Aktorki właśnie dlatego zakochują się w operatorach, bo dla nich najważniejsze jest, jak wyglądają. Pierwsze pytanie, jakie pada na planie filmowym, to właśnie: jak ja wyglądam?
W końcu doszło do tego, że aktor próbował unikać scen erotycznych. Niestety, reżyserzy przeważnie oczekiwali od niego, że rozbierze się na planie. Współpracę z Andrzejem Żuławskim przy filmie Szamanka Linda wspomina jako koszmar.
Nastąpiła pewna chemia między reżyserem a mną - wspomina aktor. Zaczęło się od szantażów erotycznych, a skończyło na tym, że oświadczyłem, że wszystko mam gdzieś i nie będę się rozbierał.
Przypomnijmy, że odtwórczyni głównej roli w filmie Szamanka, Iwona Petry, współpracę z Żuławskim przypłaciła załamaniem nerwowym. Wyjechała z Polski i zrezygnowała z aktorstwa.