Karol Strasburger w grudniu zeszłego roku stracił żonę. Irena Strasburger zmarła po długiej chorobie na raka szpiku kostnego.
Dla aktora była to ogromna tragedia. Strasburgerowie nie mieli dzieci, więc po śmierci żony został zupełnie sam. Na szczęście, jak ujawnia w tygodniku Na żywo, może liczyć na wypróbowanych przyjaciół.
Z ich strony czuję wielkie wsparcie. Oni byli ze mną w trudnych chwilach. Wiem, że są i będą - wyznaje aktor. Zawsze ktoś zadzwoni, poprawi mi humor, porozmawia albo umówi się na spotkanie. W takich chwilach człowiek, choć jest sam, nie jest samotny. Nauczyłem się cieszyć chwilą, bo zawsze sobie powtarzam: życie musi toczyć się dalej, a przede mną na pewno jeszcze wiele radosnych dni. To, co należy się mojej żonie, to ta część serca, w której ona na zawsze pozostanie.
Strasburger stanowczo zaprzecza też, że zdążył się już z kimś związać:
Nie mam innej kobiety i dementuję wszystkie nieprawdziwe informacje, jakie pojawiły się na ten temat. Jeśli jest ktoś przy mnie to Małgosia, moja menedżerka. Lubimy spędzać razem czas, co nie jest chyba niczym dziwnym. Często łączymy pracę ze wspólnym posiłkiem, bo jadanie w samotności nie należy do moich ulubionych chwil. Dopiero uczę się żyć sam. Nie wszystko jest dla mnie proste. Nie umiem zająć się wszystkim tak dobrze, jak robiła to moja Irenka.