Wypadek samochodowy spowodowany po pijaku przez Joannę L. to kolejny skandal z udziałem nietrzeźwego celebryty w ciągu ostatnich miesięcy. To niestety nie przypadek. Gwiazdy, przyzwyczajone do tego, że policjanci znają ich z telewizji i często nie wypisują mandatów, uważają, że po prostu wolno im więcej. Nawet narażać cudze życie. Joanna miała szczęście, że w samochodzie, w który wjechała swoim porsche nie było czyjegoś dziecka. Mogłaby naprawdę stać mu się krzywda. Czy matka dwóch córek, karmiąca piersią, powinna tyle pić i jeździć w takim stanie po mieście? Czy w Szwecji też prowadzi auta po pijaku? Pytań jest sporo.
Co ciekawe, żadnych wątpliwości nie ma inna znana mama i koleżanka Joanny L., Katarzyna Skrzynecka. Broniąc jej, oburzona na krytykujących gwiazdę Internautów zaszła tak daleko, że stwierdziła, że... "90% z nas", czyli nie tylko jej znajomych - wszystkich, jeździło "setki razy" po kilku winach, mając 1,2 promila alkoholu we krwi.
Kasiu, naprawdę?
Na szczęście nie skończyło się tragedią, jak w przypadku Dariusza K. Widać już, że gwiazdy dostały polecenie obrony koleżanki z Twoja twarz brzmi znajomo. Programu nie da się odwołać, więc Joanna L. ma być gwiazdą jesiennej ramówki, bez względu na to, co się stało.
Milionerka zaproponowała już, że może zapłacić za umorzenie sprawy 10 tysięcy złotych i wystąpić w programach telewizyjnych, ratujących jej wizerunek. Zdziwicie się, jeżeli uda jej się tak łatwo wykręcić? Zobacz: Joanna L. chce ZAPŁACIĆ ZA UMORZENIE SPRAWY: 10 tysięcy złotych!
Teraz Joannę L. bierze w obronę inna przyjaciółka Anna Głogowska. Mimo że, jak sama przyznaje, że nie wie nic o sprawie, twierdzi, że celebrytka jest jej zdaniem niewinna:
Jest mi jej żal, jest traktowana w tej chwili jak prawdziwa kryminalistka i jest mi przykro słuchać o niej "Joanna L." - ubolewa Głogowska w wywiadzie dla bloga KA-VOX. Nie wiem czy zasłużyła sobie na coś takiego, nie mam pojęcia, niech się tym zajmą inne służby. Przepraszam, po prostu nie mam tak naprawdę pojęcia, co się wydarzyło i wiem tylko to, co przekazują media. Nie miałam jeszcze okazji porozmawiać o tym osobiście z Joasią, zatem nie zamierzam się do tego ustosunkowywać, bo po prostu boję się, że media jak zwykle przekłamują, albo w ogóle wysysają informacje z palca po to, żeby rzeczywiście nakład sprzedał się lepiej. Jeśli rzeczywiście ucierpią na tym najbliżsi Joasi, jej dzieci i mąż, to będzie ona naprawdę długo przez te wydarzenie cierpieć.
Czy ci ludzie naprawdę mówiliby to samo, gdyby w samochodzie, w który uderzyła Joanna L. siedziało ich dziecko?