Wojna Anny Korcz z mieszczącą się piętro niżej restauracją ciągnie się od lat. Lokal o nazwie Po prostu otwarto tuż pod balkonem aktorki. Korcz twierdzi, że działalność restauracji utrudnia życie jej i jej rodzinie.
Mam wszystkie zapachy w domu, śmierdzi mi z wentylacji. Często nie mogę spać po nocach - żali się Faktowi. Ta restauracja jest najgorszym elementem tego bloku. Ta knajpa nie wypełnia umów, które podpisała. Przez siedem lat miałam pod sobą banki i było fantastycznie. Było cicho, mili ludzie, spokój. Potem ktoś wpadł na pomysł, by zrobić tam restaurację i zaczęła się gehenna.
Aktorka ma już za sobą przegraną sprawę przeciwko właścicielowi restauracji. Udało jej się jednak przekonać właściciela lokalu, by wypowiedział mu umowę najmu.
Bar jest otwarty do ostatniego klienta, więc w zasadzie my jako lokatorzy możemy liczyć tylko na kulturę osobistą klientów - narzeka Korcz. Ponieważ jednak sprzedaje się tam alkohol, to nie zawsze wychodzą trzeźwi. Często też się zdarza, że personel kawiarni obraduje po pracy, wypoczywając na zewnątrz i normalnie jest wtedy picie alkoholu, palenie papierosów, które mi też śmierdzą, głośne rozmowy, często bardzo wesołe. Ciężko jest bardzo mieszkać w towarzystwie takich lokali i ja szczerze mam już tego dość, bo mam piekło.
Restaurator, Dariusz Ryniec jest z kolei rozżalony na aktorkę za to, że, jego zdaniem, od początku była do niego źle nastawiona.
Pani Korcz przeszkadza w naszej restauracji wszystko. Ona nie myśli racjonalnie, tylko bardzo emocjonalnie. Uzurpuje sobie prawo do restauracyjnego ogródka i ciągle mówi, że przeszkadzają jej goście w tym ogródku, za który przecież ja płacę! - zwraca uwagę. Jakakolwiek sprawa w sądzie się pojawiała, to pani Korcz wcielała się tam w rolę. Pani sędzia nieraz zwracała jej uwagę, prosząc, by przestała grać, zakończyła ten teatr i skupiła się na tym, co jest ważne, a przede wszystkim odpowiadała na pytania.
Jak ujawnia właściciel restauracji, aktorka utrudnia mu życie, jak tylko może.
Ostatnio np. zalała nam restaurację. Woda zaczęła lecieć na komputer. Mówiliśmy jej od dawna, że kapie nam z miejsca, gdzie ona ma brodzik. Odpowiedź jest zawsze taka sama: że to u nas kapie. Wszystko co się złego dzieje w tym budynku, jest naszą winą - relacjonuje właściciel lokalu. Zostałem oskarżony, że truję ludzi, że jestem złoczyńcą. Tylko ona ma z nami problem, bo większość wspólnoty nie ukrywa, że nas uwielbia i często nas odwiedza. Dziwię się, że ona ma na to wszystko siłę. Za każdym razem, jak wraca z Zacisza, nawet na 2 dni, to nie odmówi sobie małej aferki.
Czasem z jej balkonu są wyrzucane jakieś rzeczy do naszego ogródka. Jej córki i ich goście palą papierosy i wrzucają do naszego ogródka pety, zbieramy spadające śrubki lub wycieramy lejącą się wodę. Pani Korcz wyzywa ludzi z balkonu, krzyczy do naszych gości. Była sytuacja, że krzyczała do pani Ewy Kasprzyk: "Nie wchodź tam, bo tam trują, co ty tu robisz???" Pani Kasprzyk zachowała się bardzo w porządku i powiedziała: "Weź, lecz się dziewczyno". Inne sławne lub znane jej osoby też zaczepia z balkonu. Każda nobliwa osoba, która do nas przychodzi, mówi, że to jest nienormalna baba. Kiedyś w maju mieliśmy tu zaplanowaną komunię, pani Korcz pod osłoną nocy wylała jakieś 10 litrów oleju przez swój balkon pod nasze drzwi. Była jednak na tyle nieostrożna, że sobie upaćkała olejem ten balkon i kilka kropel spadło mi na głowę. Gdyby zrobiła to sprytnie, nie miałbym dowodu na to, że to ona.
Losy restauracji rysują się niepewnie. Ryniec podpisał wprawdzie ugodę z właścicielem lokalu, jednak skoro Korcz udało się namówić do wypowiedzenia, nie wiadomo, co będzie dalej.
Nie wiem, jaki będzie los Po Prostu. Umowę mamy do końca kwietnia 2015 i nie ma gwarancji, że zostaniemy tam dłużej - przyznaje właściciel restauracji.