W Walentynki zeszłego roku światem wstrząsnęła informacja o brutalnym morderstwie, jakiego dokonał Oscar Pistorius na swojej dziewczynie, pięknej modelce Reeve Steenkamp. W nocy postrzelił ją czterokrotnie z pistoletu w łazience w jego prywatnej willi w Pretorii, stolicy RPA. Zatrzymany paraolimpijczyk zarzekał się, że był to wypadek, gdyż myślał, że do domu wdarł się włamywacz. Zobacz: Pistorius o zamordowaniu Reevy: "POPEŁNIŁEM BŁĄD"
Sportowiec został oskarżony nie tylko o zabójstwo dziewczyny, ale także dwukrotne użycie broni w miejscach publicznych. Za pierwsze z przestępstw groziło mu od 25 lat więzienia do dożywocia. Sprawa ciągnęła się od marca tego roku.
Pomimo poważnego oskarżenia, Pistorius pozostawał na wolności, zwrócono mu także paszport (!). Choć istniało podejrzenie, że jest niebezpieczny, nie trafił do aresztu nawet, gdy wdał się w bójkę. Pokazał w ten sposób, że rzeczywiście nie panuje nad agresją. Dobrze, że tym razem nie miał przy sobie broni. Przypominamy: Pistorius wdał się w kolejną bójkę!
Dzisiaj od rana podczas kolejnej rozprawy sędzia Thokozile Masipa odczytywał wyrok w sprawie niepełnosprawnego atlety. Inaczej niż w naszym prawodawstwie, najpierw odczytano uzasadnienie, a dopiero na końcu sam wyrok. Wiadomo już, że Pistorius nie jest winny morderstwa z premedytacją... Sąd uwierzył więc, że zamordował swoją dziewczynę "przez przypadek". Nadal grozi mu jednak wyrok za nieplanowane zabójstwo - maksymalnie do 15 lat więzienia. Na pewno wyjdzie wcześniej za wzorowe sprawowanie.