Mateusz "Sygnet" Damięcki pracuje nad poprawą swojego wizerunku. Nie chcąc, by na Pudelku pojawiały się kolejne artykuły o jego szkolnych chałturach, prosi uczniów, by nie opisywali nam przebiegu tych spotkań i nie robili mu zdjęć...
Kilka dni temu na spotkaniu (płatnym) w liceum upominał młodzież, aby "okazała mu szacunek" i nie pisała do nas maili. Zdołowany tysiącami wyśmiewających go komentarzy postanowił również nie zakładać tym razem swojego słynnego już sygnetu. To akurat krok w dobrą stronę - pierścień na prawej dłoni czynił go odrobinę zniewieściałym (zobacz!)
.
Na początku powiedział, że na pewno mu się dostanie za to, że tu jest, tylko jeszcze nie wie od kogo. Wspominał również o "internetowych serwisach plotkarskich" [Zabawne, że unika otwartego przyznania, że codziennie wchodzi na Pudelka. Mateusz, nie wstydź się, wszyscy to robią]. Powiedział: "Nie chcę się podniecać tymi rzeczami. Chcę je zostawić". Po czym kilkakrotnie jeszcze w trakcie spotkania przypominał, jak wielkim brakiem szacunku jest pisanie o kimś do gazet, czy wysyłanie maili do "serwisów plotkarskich". Prosił, żebyśmy tego nie zrobili po naszym spotkaniu.
Spotkanie miało mieć charakter informacyjny odnośnie uczęszczania do szkół aktorskich, ale chyba nie wyszło, bo przez większość czasu Mateusz opowiadał o sobie [naprawdę byliście zaskoczeni? :)]. Damięcki naśmiewał się z chłopaka, który założył kiedyś jego fanklub. Nazywał się Sebastian i miał, zdaniem Mateusza, rozdwojenie jaźni. Wspominał, że wolał zakończyć tę znajomość. To było niemiłe - śmiał się z chorej osoby.
Irytujące było to, że często używał wulgaryzmów. Siedziałam obok pani dyrektor, która była tym bardzo oburzona i pod koniec spotkania opuściła salę. Na samym końcu kazał nam zwrócić uwagę na to, że nie on się wprasza, tylko szkoły go zapraszają. Zabrzmiało to żałośnie, jakby się przed nami tłumaczył.
Mateusz chciałby po prostu, żebyście dali mu w spokoju zarabiać pieniądze i nie zadawali trudnych pytań.
Na zdjęciach widać ślad po kolczyku na lewym uchu, brak sygnetu i... tę samą bluzę co ostatnio. A swoją drogą - ten gość ma już 26 lat a ubiera się jak dziecko. Nie da się już długo pielęgnować tego wizerunku. Zamiast wyciągania rąk do dzieci doradzamy znalezienie sobie prawdziwej pracy - to byłoby coś nowego w jego życiu.