81-letnia Joan Rivers zmarła na początku września, w wyniku komplikacji po zabiegu na strunach głosowych, który wykonywany był w jednym z prywatnych gabinetów lekarskich w Nowym Jorku. W jego trakcie doszło do zatrzymania oddechu, a gwiazda została przewieziona do szpitala. Niestety, po kilkunastodniowej walce o życie nie udało się jej uratować. Zobacz: Fortunę Rivers odziedziczy córka i... dwa psy!
Rodzina Rivers szykuje się obecnie do pozwania lekarza, który wykonywał pechowy zabieg w przychodni Yorkville Endoscopy. Przy okazji na jaw wyszły kolejne kontrowersyjne szczegóły: tuż przed przeprowadzeniem operacji... robił sobie selfie z nieprzytomną Rivers. Jak donosi CNN, miało to miejsce na krótko przed feralnym zatrzymaniem oddechu, które doprowadziło do śmierci komiczki.
Kilka tygodni wcześniej prowadząca _**Fashion Police**_ uskarżała się na problemy z głosem.
Źle się z tym czuję. Mój głos od jakiegoś czasu mnie niepokoi - zwierzała się koleżance. Nie wiem, co się dzieje, ale czuję się jak gówno. Jestem bardzo zmęczona.
Przed śmiercią Joan Rivers zasłynęła na całym świecie tą szokującą wypowiedzią: Joan Rivers: "Palestyńczycy ZASŁUGUJĄ NA ŚMIERĆ!"