Katarzyna Stankiewicz swoją karierę w show biznesie zaczynała od występów z Varius Manx, w którym zastąpiła Anitę Lipnicką. W 1995 roku zwyciężyła w Szansie na sukces, rok później występowała już w jednym z najpopularniejszych wówczas zespołów w Polsce. Miała wtedy 19 lat.
W 2000 roku porzuciła zespół i skupiła się na projektach solowych, które jednak nigdy nie osiągnęły sukcesu. Dzisiaj Stankiewicz ma 37 lat i wydaje kolejną solową płytę. Promuje ją wywiadem z Gazetą Wyborczą, w którym tłumaczy, "dlaczego przestała marzyć" oraz dlaczego wielki hit Varius Manx, Orła cień, już jej nie prześladuje.
- Piosenka Lucy zaczyna się od słowa again, czyli - od nowa. Ja w tym moim Orła cieniu byłam wolnym ptakiem, potem znowu pełzającym wężem, a potem znowu - again - pumą i ptakiem. Teraz znowu szybuję, jestem ptakiem - wyjaśnia.
- Orła cień cały czas gdzieś krąży wokół ciebie. Nie drażni cię, kiedy ktoś znów przywołuje tę piosenkę?
- Nie. Uważam, że odcinanie się od przeszłości to tak jakby sobie amputować część ciała.
Stankiewicz zapewnia, że w ostatnich latach wyzbyła się presji osiągania komercyjnych sukcesów, a popularność zdobyta z Varius Manx w pewnym momencie ją przerosła. Robi się dość filozoficznie i patetycznie:
- Wiesz, co to jest marzenie? To bardzo prywatny stan. Bardzo intymny. W twojej głowie od początku do końca, cały proces tego marzenia jest ważny. Każdy krok, który stawiasz w marzeniu, ma znacznie. A kiedy pojawia się kłopot? Kiedy tylko epitafium tego marzenia staje się rzeczywistością. Ja przeżyłam ten stan.
Ostatni moment mojego snu się spełnił. Stałam na scenie z przebojem, a przede mną tysiące ludzi śpiewających moją piosenkę. To jest najgorsze uczucie świata, kiedy spełnia się ostatnie kilka sekund twojego marzenia. Wtedy zaczynasz analizować i przestajesz czuć. I nagle wszystko traci moc, bo nie spełniły się ważne etapy tego marzenia. Więc przestałam marzyć.
Stankiewicz wspomina, że dostała w życiu "kopa w twarz":
- Jestem wdzięczna sytuacjom, które były najtrudniejsze. I tym ludziom, którzy pojawili się w moim życiu i spowodowali łzy albo ból, wycie z bólu wręcz. Jestem wdzięczna, że mogłam to przeżyć, bo dzięki temu mam siebie. Trzeba coś przeżyć, trzeba dostać kopa w twarz, żeby się obudzić**.**
- Przez ostatnie lata biegłam do jakiegoś dalekiego celu, który się właśnie materializuje. Bardzo lubię tę moją drogę, nawet jak jest wyboista i jak są na niej kamienie, chaszcze i się trochę pokaleczę. Jest mi to w życiu potrzebne. Potrzebuję też głębokiej wody, silnych emocji, adrenaliny. I potrzebuję być wolna. Transformacja, która jest pokazana w teledysku, najlepiej oddaje to, co się ze mną dzieje. Najpierw moja bohaterka trzyma się ziemi, nie mogąc uciec, oderwać się, zrobić cokolwiek ponad to, co robi wąż - czyli pełzać. Ten etap wydaje się najtrudniejszy, ale jest chyba najbardziej wartościowy, bo konfrontujesz się ze sobą. I chociaż na początku etap węża był czymś przerażającym, to czułam, że jak już wypełzam swoje, to pobiegnę, a jak pobiegnę - to polecę.
Przypomnijmy nowy teledysk Kasi oraz Orła cień: