Wypadek spowodowany na początku września przez pijaną Joannę L. dołączył do wakacyjnej "czarnej serii" polskiego show biznesu. Kilka gwiazd z Polsatu z przyzwyczajenia postanowiło bronić matki dwóch córek, która wsiada pijana do porsche, ryzykując swoim i cudzym życiem. Jej koleżanka, Katarzyna Skrzynecka, również matka, nie pomyślała o tym, że Joanna mogła zabić czyjeś dziecko. Przeciwnie - oburzona broniła jej przed Internautami, przekonując, że "90% z nas" jeździło po pijaku "setki razy".
Jej być może się zdarzało, ale czy na pewno wszystkim? Może miała na myśli tylko swoich znajomych z telewizji?
Skrzynecka przemyślała sprawę i postawiła ratować swój wizerunek. W wywiadzie udzielonym Show tłumaczy się ze swojej wcześniejszej wypowiedzi. Po raz kolejny zapewnia też, że Joanna jest niesprawiedliwie krytykowana:
Joasia sama wyjaśniła już wszystko! - wykręca się Skrzynecka. Ja, jedynie stając w jej obronie, sprzeciwiłam się społecznej łatwości do urządzania publicznego linczu. Zbyt łatwo rzuca się obelgami i nadużywa określeń "pijak", "alkoholik", "morderca", "przestępca" wobec kogoś, kto po prostu nie pomyślał następnego dnia, budząc się wyspany i czując się całkowicie trzeźwo, czy alkohol mógł jeszcze we krwi pozostać. Niech to będzie nauczką dla każdego z nas, zanim rzucimy kamieniem.
Czy Joanna rzeczywiście obudziła się wyspana, "czując się całkowicie trzeźwo"? A może jechała do Polsatu prosto z imprezy? Miała we krwi 1,2 promila alkoholu!
Oskarżanie fanów o "publiczny lincz" to chyba przesada. Po prostu oczekują, że matka dwójki dzieci, promowana przez telewizje na sympatyczną gwiazdę, nie będzie jeździła pijana po mieście, ryzykując czyimś życiem.
Gdyby nie pijane osoby, w zeszłym roku nie doszłoby w Polsce do 2101 wypadków samochodowych i nie zginęłoby w nich 265 osób.