Justyna Kowalczyk w czerwcu tego roku w szczerym wywiadzie dla Gazety Wyborczej przyznała się do depresji. Od kilku miesięcy widać było, że coś ją trapi. Mistrzyni olimpijska na swoim internetowym profilu robiła aluzje do swoich osobistych problemów. W maju wyznała, że "rok temu straciła swoje dzieciątko".
Stopniowo na jaw zaczęły wychodzić fakty z jej życia, o których wcześniej wiedzieli tylko najbliżsi. Romans z żonatym dziennikarzem, ciąża, zakończona poronieniem i w konsekwencji depresja.
Cztery miesiące po pierwszym wywiadzie Kowalczyk przyznaje w rozmowie z Newsweekiem, że jest już dużo lepiej, ale nigdy nie będzie tak, jak kiedyś.
Pewnie jeszcze trochę potrwa zanim będzie całkiem czasem przeszłym, ale tak jak mówiłam, najważniejsze jest żeby zacząć chcieć. Choć jestem pewna, że już nigdy nie będą taką wesołą i ufną kobietą, jaką byłam kiedyś - ocenia sportsmenka. To była metoda małych kroczków. Żeby dbać o siebie. Żeby odzyskać apetyt. Żeby ciągle nie wymiotować. Żeby nie bać się wszystkiego. Żeby próbować spać przynajmniej odrobinę. Żeby mieć motywację, by wyjść z kąta. Potem przyszedł czas na treningi, naukę, czytanie. Bardzo wiele dała mi praca nad doktoratem. Problemy odebrały mi zupełnie radość z nart. Więc nie byłam takim sportowcem, jakim chciałabym być (...) Poprzednich dwóch lat mojego życia - poza wspomnieniami z Soczi - nie mogę pod żadnym względem nazwać dobrymi. Jeśli mogłabym te dwa lata wyciąć, wycięłabym je jednym machnięciem nożyczek**.**
Kowalczyk wyznaje, że jej stan był tak poważny, że w pewnym momencie szło już tylko o przetrwanie.
Zwykły smutek, nawet wielki, nie doprowadza człowieka do takich stanów i nie prowokuje takich czynów, jakie stały się moim udziałem. Bardzo poważny problem się zaczął od poronienia dziecka. (...) Kilku lekarzy zdiagnozowało, że depresja była po dziecku, ale jej przyczyną były wcześniejsze stresy (...) Od samego początku wyszłam z założenia, że walczę o siebie. O życie i zdrowie. Bo najważniejsze było to, czy ja tu w ogóle będę... Żadne lekarstwa, a prób było kilka, nie pomagały, wręcz przeciwnie, tworzyły jeszcze większą matnię. Bo na początku i przez długi czas myślisz sobie: po co? Po co, to jest najważniejsze pytanie w głowie.
Mistrzyni olimpijska w Soczi przyznaje, że zastanawia się poważnie nad zakończeniem sportowej kariery. W Newsweeku mówi o tym jak o podjętej już decyzji.
W kwestii zawodowej czas najwyższy żegnać się z nartami. W kwestii prywatnej również wiem, czego chcę.