Krzysztof Tyniec i Anna Przybylska kilka lat przepracowali razem w serialu Daleko od noszy. Aktor wspomina w rozmowie z Super Expressem, że nazywał ją "słoneczkiem".
Oj, lubiliśmy się spotykać, pracować, przebywać razem, ponieważ towarzysko było bardzo wybornie, bardzo zabawnie. Ania była jedną z tych osób, które tworzyły tę świetną atmosferę... Zjeżdżaliśmy się, jeszcze nie widzieliśmy Ani, a już słyszeliśmy jej charakterystyczny, zachrypnięty głos. Jak Ania nas zobaczyła, pytała: "Wszyscy są?". "Tak". A będziemy szybko grać? Grajmy szybko. Albo nie, lepiej wolniej, to dłużej ze sobą zostaniemy. A macie jakieś nowe dowcipy? - wspomina aktor.
Miło się pracowało. Będę się powtarzać, ale Ania była takim promykiem. Ja nie pamiętam jej ponurej. Ale jak się wkurzyła, to się wkurzyła. Potrafiła użyć twardego języka, zakląć. Nie owijała w bawełnę, jak się jej coś nie podobało, to mówiła wprost. Ale było to urocze, bo podparte potem uśmiechem. Nie nosiła urazy.
Podobnie jak kolega z planu, Krzysztof Kowalewski, Tyniec zapamiętał, że przy pierwszym spotkaniu wrażenie zrobiła na nim uroda aktorki, a zaraz potem jej poczucie humoru.
Kiedy pierwszy raz spotkaliśmy się na planie, zobaczyłem bardzo piękną kobietę z ogromnym poczuciem humoru - wspomina w tabloidzie. Spotkaliśmy się w serialu "Daleko od noszy". Była to dziewczyna, która zawsze opowiadała dowcipy i zawsze była promiennie uśmiechnięta. Taką Anię pamiętam, dlatego mówię o słoneczku, bo była dla nas takim słoneczkiem. Przede wszystkim ważna była jej rodzina. Pierwsze były dzieci, partner, gdzieś na trzecim miejscu kariera.
Zobacz też: Najsłynniejsze role Anny Przybylskiej (ZDJĘCIA)