Joanna Moro po sukcesie serialu biograficznego o Annie German liczyła na to, że jej kariera na dobre się rozkręci. Kiedy jednak wróciła po zdjęciach do Polski, okazało się, że czeka na nią tylko niewielka rólka w Barwach szczęścia. Rozżalona aktorka poskarżyła się wówczas podobnie jak Paweł Deląg, że "ten kraj nie daje jej żadnych możliwości".
Plotkowano wówczas, że przymierza się do emigracji do Rosji. Tam miałaby większe szanse na zostanie gwiazdą i wielkie pieniądze. W rozmowie z tygodnikiem Rewia Moro zapewnia jednak, że nie miała takiego planu. Może po ostatnich wydarzeniach na Ukrainie zmieniła zdanie?
Nie wiem, skąd to się wzięło - komentuje w tabloidzie. Byłam w Rosji, ale tylko po to, by zagrać w serialu Talianka. W sumie cały czas jestem na walizkach i ciągle gdzieś podróżuję. Rzeczywiście, ten rok jest dla mnie wyjątkowo udany, ale podchodzę do tego bardzo spokojnie, żeby nie zapeszyć. Cieszę się z tego, że mi się udało i dalej robię swoje.
Przełomowy w karierze aktorki okazał się udział w Tańcu z gwiazdami. Wprawdzie przyjaźń z Rafałem Maserakiem nie przysłużyła się małżeństwu Joanny, za to zawodowo się opłaciło.
Aktorka przez kilka tygodni grała na dwa fronty, dogadując się z Polsatem w sprawie dużej roli w którymś z seriali i z Telewizją Polską, która zaproponowała jej tytułową rolę po Julii Pietrusze w Blondynce. Ostatecznie tuż przed finałem Moro zdecydowała się na ofertę TVP. Taniec z gwiazdami wygrała gwiazda Polsatu, Aneta Zając. Moro zapewnia jednak, że nie żywi urazy.
Pokazałam, że nie jestem tylko grzeczną aktorką i potrafię zagrać nie tylko anioła, ale też demona. Nie sądziłam, że stać mnie na taki wysiłek fizyczny - wspomina w tabloidzie.