Sylwia Gruchała kilka lat temu postanowiła uatrakcyjnić swoją karierę sportową występem w Tańcu z gwiazdami. Wraz z Rafałem Maserakiem, od niedawna "Rafałem M." w 8. edycji show zajęli 12. miejsce. Florecistka nie wspomina najlepiej swojego tego flirtu z mediami: najpierw ogłosiła, że "show biznes to syf", a w najnowszym wywiadzie wyjaśniła, że wystarczy być znanym i urodzić dziecko, żeby zacząć być zapraszanym do telewizji jak Anna Mucha... Zobacz: "Jak tylko urodziłam dziecko, zaczęły mnie zapraszać telewizje!"
W rozmowie z Gazetą Wyborczą jest więcej gorzkich wyznań 33-letniej Gruchały. Sylwia pochodzi z Gdyni, obecnie mieszka w Łomiankach pod Warszawą, gdzie przeprowadziła się na stałe w 2012 roku, przed Igrzyskami Olimpijskimi w Londynie. Nie ma zbyt dobrego zdania o stolicy i jej mieszkańcach:
W pewnym momencie poczułam się... jak w Chinach. Pamiętam nawet konkretną sytuację. To było na takim dużym przejściu dla pieszych. Ludzie nie patrzyli sobie w oczy, tylko szybko się przemieszczali, z opuszczonymi głowami i nieobecnym wzrokiem. Dokładnie taki obrazek zauważyłam kiedyś w Chinach i został mi przed oczami - wspomina Gruchała w rozmowie z Gazetą Wyborczą Trójmiasto. Nie lubię wjeżdżać do Warszawy, nie cierpię tych korków. W piątek w godzinach szczytu, kiedy ruch jest największy, 15 km do centrum jadę w dwie godziny. ( ...) W Warszawie szokujące było też dla mnie to, że każdy tak bardzo jest skoncentrowany na sobie - drugi człowiek za bardzo się nie liczy, tylko ja. I to było dla mnie trudne, bo to było dla mnie coś nowego, na początku czułam się samotna. To była walka. Jest takie powiedzenie, że jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać tak, jak one, ale uwierz mi - nie było łatwo. Trzeba być twardym, wyrafinowanym, wyrachowanym. A ja niby z jednej strony jestem mocna, sport mnie ukształtował, ale z drugiej strony jestem wrażliwa, potrzebuję ludzi, głębokich relacji.
Tam, na początku, tego nie miałam, "nowi" w Warszawie nie mają lekko. Zresztą ludzi, którzy przyjeżdżają do Warszawy, którzy są obcy, bardzo łatwo rozpoznać.
Porównując rodzinne strony ze stolicą Gruchała przyznaje, że w Warszawie jest sporo możliwości, a miasto tętni życiem przez cały rok. Woli jednak spokój:
To jest metropolia, choć cały czas malutka w porównaniu z Europą czy Nowym Jorkiem - podkreśla. W Warszawie i okolicach lubię Łazienki, Stare Miasto, pałac w Wilanowie, Kępę Potocką na Bielanach czy mój nr 1 - Zalew Zegrzyński. Zachwyciłam się teatrem Krystyny Jandy, lubię chodzić do restauracji, które są lepsze, niż w Trójmieście. Ale mimo to Warszawa nie jest miejscem do życia. To Trójmiasto jest miejscem do życia, a Warszawa - do pracy. Dlatego ludzie bardzo się różnią. W Trójmieście są spokojni, nie spieszą się, potrafią się cieszyć każdym dniem, dostrzegać małe rzeczy, są bardziej życzliwi. W Warszawie nie ma na to czasu. Jest cel i trzeba go osiągnąć. Czasem, niestety, nawet po trupach. Ciśnienie jest ogromne, a tempo życia szalone.
Zgadzacie się?