Kuba Wojewódzki po długiej przerwie postanowił udzielić dłuższego wywiadu Gazecie Wyborczej. Mówi w nim o tym, co myśli z pewnego dystansu o aferze z "gwałceniem Ukrainek", swoim byłym "przyjacielu", Michale Figurskim i kilku medialnych wrogach. W ostrych słowach komentuje też zachowanie osób, które licytowały się w mediach na to, kto lepiej znał Annę Przybylską i wiedział więcej o jej chorobie. Ocenia, że jej śmierć "stała się okazją do błyśnięcia dla zidiociałych quasi-dziennikarek i niezdolnych aktorów".
Zaczyna od swoich krytyków i byłych "przyjaciół":
Kiedyś, po aferze z Ukrainkami, Kinga Dunin zapraszała mnie, żebym posprzątał u niej w chacie - wspomina. Dziś już nie tylko ja wiem, że ma tam niezły burdel. (...) Muzyk Tymon Tymański, podający się dość wylewnie za mojego kumpla, wręcz przyjaciela z gracją tygodnika "Grazia" czy "Party" opowiada o moich pieniądzach, sławie i jej braku, karierze i jej końcu. Będąc brutalnym, stwierdziłbym grubiańsko - beze mnie Tymona medialnie nie ma, bo kogo interesuje jego płytki buddyzm, dosyć wioskowe już karate czy zakurzone płyty. Więc żeruje na mnie jak PiS na Smoleńsku. Widocznie każdy ma takiego pasożyta, na jakiego zasłużył. Mariusz Jakus, aktor z dość charakterystycznym obliczem, opowiadał mi kiedyś, że kumple zabierali go często na imprezy, bo miał być ich "licencją na ruchanie". Ja, w pewnym sensie, to samo zapewniam Tymonowi.
- Nie ciekawi cię, skąd wzięły się tak częste ostatnio plotki o tym, że nie masz przyjaciół?
- Przyjaźń jest dla mnie słowem z listy słów mocno ekskluzywnych. Nie wycieram go po gazetach, bankietach czy wywiadach. Warszawa jest pełna przyjaciół, ale jak Darek Krupa zabija kogoś na pasach, to szybko się wyludnia... (...) Zawsze uważałem, że mówienie o przyjaźni w czasie przeszłym automatycznie redefiniuje tę relację. Wydawało mi się kiedyś, że przyjaźnię się z Szymonem Majewskim, Michałem Figurskim czy Andrzejem Saramonowiczem. Ale widocznie oni przyjaźnili się ze mną mniej. Ale zawsze będę to powtarzał. Ja jestem trudny do przyjaźnienia się. Nowotworem przyjaźni w show-biznesie jest rywalizacja. O sukces, sławę, kobiety. Nie znam tego z tomiku aforyzmów, a niestety z doświadczenia.
Nigdy tego nie ukrywałem - lubię mieć wrogów. Tylko totalne, półprzezroczyste miernoty nie mają wrogów - dodaje.
Kuba wbija też szpilę byłemu koledze, Marcinowi Prokopowi, któremu pomógł kiedyś zaistnieć w Idolu. Wielokrotnie już krytykował go za "prostytuowanie" się na imprezach firmowych. Teraz wyjaśnia, dlaczego sam tego nie robi:
- Dostaję czasem dziwne oferty. Poprowadzenie bankietu dla dużej firmy deweloperskiej za 100 tysięcy złotych czy, co zabawniejsze, przybycie do kogoś na urodziny za 50 tysięcy. I nie będę ukrywał, jestem fanem kasy, jestem smakoszem mamony, ale w samym słowie "konferansjer", jak dla mnie, jest coś żałośnie niewolniczego. Praca na czyichś warunkach i zachwalanie jakiegoś paździerza niezgodnie ze smakiem, sumieniem czy poczuciem obciachu nie wchodzi w rachubę. Zbyt boleśnie dymałoby to moje poczucie niezależności. Innych poczucie też dyma, tylko oni mają widocznie taką cenę, która łagodzi ból. Ja takiej staram się nie mieć."
Najostrzej mówi jednak o tym, czego był świadkiem na pogrzebie Anny Przybylskiej. Krytykuje księdza, kosciół i byłych "przyjaciół" aktorki:
- Uczestniczyłem ostatnio w pogrzebie Ani Przybylskiej. Ksiądz w kościele mówił z zaangażowaniem sprzedawcy mebli. O jednej z najcudowniejszych istot, jakie znałem, wygłaszał frazesy rodem z Wikipedii. Padały slogany o tym, że "Bóg jest łaskawy i sprawiedliwy". To największe kłamstwo, jakie czytałem, od dwóch tysięcy lat. Tylko bezlitosny egoista potrafi zabrać młodą matkę trójce dzieciaków. Ale to nie wszystko. W trakcie mszy poświęconej zmarłej osobie Kościół nie zajmuje się tym, kto odszedł, nie zajmuje się jej rodziną i bólem. Kościół zajmuje się sobą. Swoim pieprzonym ewangelicznym narcyzmem. Jak padły słowa "Przeprośmy za nasze grzechy", to aż zacisnąłem pięści z bezradności. A kiedy wy przeprosicie za swoje - za obłudę, pedofilię, zachłanność i bizantyjski styl życia? Kiedy ten wasz Bóg przeprosi rodzinę Ani, że gdy ona odchodziła, on zajmował się doglądaniem budowy kolejnej świątyni. Niech przeprosi Jarka, że zabrał matkę jego dzieci. Z pozycji kolan nie zmieni się ani świata, ani własnych horyzontów. Czasami mam wrażenie, że gdyby to od Polaków zależała ewolucja, to chodzilibyśmy wyłącznie na kolanach.
- Nagle wokół śmierci Ani zaczął robić się magiel. Przerażający, bo jego źródłem była czyjaś realna tragedia. Licytacja, kto ją lepiej znał, z kim się bardziej przyjaźniła. I najgorsze: licytowanie się, kto wiedział więcej o jej chorobie, a kto mniej. Tu pełną pulę zgarnął patologiczny konował z Trójmiasta. Kinga niestety zajęła dobre, drugie miejsce. Ania i jej śmierć stała się okazją do błyśnięcia dla zidiociałych quasi-dziennikarek i niezdolnych aktorów. Trzeba to jasno powiedzieć. To był zlot medialnych cmentarnych hien. Nie wiem, czy byłaby dumna z takiego towarzystwa. Jej prawdziwi przyjaciele żegnali ją godnie i w milczeniu.
_
_