Udział Jaśka Meli w Tańcu z gwiazdami był pewnym zaskoczeniem. Zdobywca biegunów i działacz społeczny na parkiecie radził sobie całkiem nieźle, zyskał również sympatię widzów. Dość nieoczekiwanie odpadł w ubiegłym tygodniu. Zobacz: Jasiek Mela odpadł z "Tańca z Gwiazdami"!
Okazuje się jednak, że być może nie tak znów nieoczekiwanie. Kilka dni przed zeszłotygodniowym odcinkiem ukazał się wywiad, w którym Mela zdradzał kulisy swojego udziału w show i raczej sceptycznie wypowiadał się o całej jego koncepcji. Młody celebryta nieopacznie pokalał polsatowskie gniazdo, co mogło nie spodobać się władzom stacji.
Nie jara mnie robienie show i kręcenie pupą w kolorowej tandecie - mówił w Super Expressie. Mam duży dystans do tego, co tutaj się dzieje i nie zamierzam w mediach udawać, że to jest program moich marzeń i że świetnie się w nim czuję. Ten program to jest trochę estrada próżności, więc ważne, żeby zostać sobą i nie zacząć udawać kogoś, kim się nie jest. Show biznes to nie jest moja bajka.
Samo zaproszenie do programu wspominał z rozbawieniem twierdząc, że jego udział to wynik braków kadrowych i faktu, że żaden inny celebryta nie chciał się na to zdecydować.
Trwały wakacje, siedziałem sobie gdzieś totalnie wyluzowany, dzwoni telefon, ospale mówię: "Halo" i słyszę historię, przez którą o mało nie udławiłem przeżuwanym jeszcze obiadem. Odparłem, że to chyba jakaś totalna pomyłka - opowiadał magazynowi Skarb. Zapytałem nawet, czy to na pewno do mnie miał być ten telefon. Usłyszałem, że tak. Zacząłem się śmiać. Pewnie byli w ciężkiej dupie i na "gwałtu rety" trzeba było kogoś znaleźć**.**
Jak sądzicie, czy takie wypowiedzi mogły nie spodobać się w kierownictwie Polsatu? Przypomnijmy, iż gwiazdka telenoweli konkurencji, Marta Wierzbicka, odpadła już w pierwszym odcinku...