Kilka tygodni temu Karolina Korwin-Piotrowska śmiała się publicznie, że im dłużej trwa związek Małgorzaty Rozenek i Radosława Majdana, tym bardziej "perfekcyjna" upodabnia się do jego poprzedniej żony. Zobacz: "Rozenek upodabnia się coraz bardziej do pani Dody!"
Małgorzata sama sprowokowała takie komentarze, decydując się na zabieg powiększenia ust. Poczuła się jednak bardzo dotknięta tymi uwagami. Jak ujawniła Korwin-Piotrowska, zadzwoniła do niej z awanturą i groziła nasłaniem prawników i nieprzyjemnościami w pracy. Dziennikarka nie dała się zastraszyć i opisała nerwową rozmowę:
Małgorzata Rozenek zadzwoniła do mnie i powiedziała, że nie życzy sobie, żebym pisała na jej temat i zarabiała na jej szanownej osobie. Ja jej cały czas mówiłam, bo była potwornie zdenerwowana, żeby się nie denerwowała, bo jej żyłka pęknie, bo naprawdę, emocje ją poniosły straszne. Że nie można nic mówić o tym, bo to jej telewizja i ona zadzwoni do Edwarda Miszczaka albo sąd na mnie naśle, nie wiadomo. Ja generalnie cały czas mówiłam, żeby się uspokoiła, bo dawno nie słyszałam jej tak podnieconej. Delikatnie mówiąc, niezdrowo. To jest jakiś wybór ludzi, ale kiedy komuś rosną usta, nie można udawać, że to się nie stało.
Po dwóch miesiącach Rozenek postanowiła wyjaśnić tę sytuację w rozmowie z... Twoim Imperium.
Nie telefonowałam do Karoliny jako do dziennikarki tylko jako do koleżanki, pracującej w tej samej stacji - wyjaśnia. Poprosiłam ją o uszanowanie mojej prywatności. Miałam do niej pretensje o to, że dokonała ingerencji w moje życie prywatne, do której nie została przeze mnie sprowokowana, która nie była potrzebne i nie miała pokrycia w faktach.
Napuchnięte usta pokrycie chyba miały. Przypomnijmy:
Ostatecznie nie wiadomo, czym skończyła się ta awantura. Miejmy nadzieję, że Małgorzata nie spełniła swoich gróźb.