Obrona Romana Polańskiego w polskich mediach trwa. Zawsze mógł liczyć na dużą wyrozumiałość, jednak pięć lat po zatrzymaniu przez szwajcarskie władze i osadzenie w areszcie domowym można dojść do wniosku, że rodzime "autorytety moralne" weszły na nowy, jeszcze bardziej abstrakcyjny poziom. Łącznie, jak donosi tygodnik Wprost, z elitami politycznymi. Zobacz: Polański załatwił sobie "GWARANCJĘ NIETYKALNOŚCI"... w Pałacu Prezydenckim?!
Taryfy ulgowej dla polskiego reżysera domaga się również Tomasz Lis. We wstępniaku do najnowszego wydania kierowanego przez niego Newsweeka wytyka Amerykanom, że... ściganie pedofila jest dla nich ważniejsze od wojennych zbrodni nazistów, których nie chcieli wydać ani Izraelowi, ani Niemcom. Czy warto wytaczać aż takie działa w obronie reżysera, który zgwałcił dziecko?
Nadzieje amerykańskich prokuratorów, że Polacy pomogą im dorwać Polańskiego, zasługują, by pozostały zwiedzione. Gdyby Amerykanie mogli nam zagwarantować, że potraktują Polańskiego tak jak potraktowali współpracujących z nimi nazistów, to co innego - pisze Lis. Gdyby Roman Polański był nazistą, miałby w Ameryce o niebo większe szanse niż jako człowiek oskarżony 37 lat temu o popełnienie gwałtu na nieletniej.
Ma to usprawiedliwiać chyba nie tylko analny gwałt na 13-latce, ale również "lobbowanie w Pałacu Prezydenckim" o nietykalność Polańskiego.
Przypomnijmy, że dziewczynka została oddana w ręce pedofila przez własną matkę, wykorzystana w ohydny sposób. Teraz to, że matka przeznaczyła ją na ofiarę zboczeńców jest wykorzystywane jako... argument do obrony tych zboczeńców. Tomaszowi Lisowi polecamy, podobnie jak Monice Olejnik, wstrząsający dokument o dzieciach, które spotkał podobny los - "Przeznaczone do burdelu":