Jerzy Stuhr trzy lata temu wygrał walkę z rakiem krtani. Od tamtej pory dzieli się swoim doświadczeniem z innymi chorymi, przekonując, że z nowotworem da się wygrać, pod warunkiem, że pacjent się nie poddaje. Napisał na ten temat książkę, w której wyznał, że sam miewał momenty zwątpienia.
Kilka razy w mej szpitalnej niedoli miałem płacz na końcu nosa - wspomina w dzienniku Tak sobie myślę.... Dziwi mnie to, ponieważ stan ten towarzyszy mi w życiu niezwykle rzadko. W kinie nigdy, przy narodzinach dzieci nie, w chwilach żałoby nie. Śluby, uroczystości nie. Skąd więc ostatnio zrobiło mi się łzawo? Po analizie już wiem. Łzawość pojawia się, kiedy doznaję jakiegoś rodzaju upokorzenia. Jestem zdany na czyjąś łaskę, jestem bezsilny, ten, kto był w szpitalu, wie, o co chodzi. Wtedy temu upokorzeniu w poczuciu bezsiły towarzyszy stan beksowatości. Tak, na upokorzenie jestem wyczulony niesłychanie.
Aktor nie ma wątpliwości, że pacjenci, otrzymujący wsparcie emocjonalne, mają znacznie większe szanse pokonać raka. Dlatego wraz z żoną, Barbarą, założył Stowarzyszenie Wspierania Onkologii UNICORN. Jak informuje tygodnik Świat i Ludzie, z inicjatywy stowarzyszenia otwarto w Krakowie pierwsze w Polsce centrum psychoonkologii.
Ośrodek będzie wspierał nie tylko chorych lecz także ich rodziny, które nie radzą sobie z cierpieniem bliskich.
Do centrum zgłaszać się powinni pacjenci, którzy mają skierowanie do onkologa. Tutaj dostaną wskazówki, jak sobie radzić, jak żyć ze świadomością choroby - wyjaśnia aktor. Możemy pomóc ludziom z całej Polski, a porady są bezpłatne. Dzisiaj wiem, że ten punkt podparcia jest w całej walce z chorobą najważniejszy. Moją podporą była dla mnie moja żona, która natychmiast zdecydowała się "chorować" ze mną. Ja stanąłem do walki uzbrojony już w pomoc psychoonkologiczną.
_
_