Ewa i Krzysztof Krawczykowe często i chętnie opowiadają o łączącej ich miłości. Ostatnio, pod wpływem refleksji po śmierci Anny Przybylskiej, doszli do wniosku, że wolą umrzeć razem. Ewa Krawczyk jest przekonana, że mąż, który nazywa ją swoim aniołem, nie przetrwałby bez niej. Ujawniła także, że mąż uwielbia patrzeć na nią, gdy śpi, bo "jest taka śliczna". Zobacz: Krawczykowie: "Chcemy umrzeć razem"
Ostatnio w rozmowie z Onetem Ewa Krawczyk postanowiła zagłębić się w szczegóły dotyczące ich pożycia. A konkretnie początków związku.
Krzysztofa poznała w Chicago, dokąd uciekła z Polski przed stanem wojennym. Spotkali się w nocnym klubie Cisza Leśna. Wyszło na jaw, że mieszkają w tym samym budynku. Piosenkarz gościł wtedy u znajomego perkusisty.
Któregoś dnia Krzysztof miał mieć koncert w stanie Indiana - wspomina żona artysty. Spytał moją mamę, czy mogę z nim pojechać. Odmówiła: "Nie, Krzysiu, Ewa nie pojedzie, bo wy ram będziecie razem spali. No chyba, że zabierzecie moją koleżankę jako przyzwoitkę" - wspomina. I proszę sobie wyobrazić, mąż się zgodził. Wziął dla nas oddzielne pokoje, ale i tak tam to się stało po raz pierwszy. Przyzwoitka nas nie upilnowała. Co się działo potem? W to chyba nikt nie uwierzy. W każdym razie byliśmy w niebie.
Przypomnijmy, że dzieje małżeństwa Krawczyków są wyjątkowo burzliwe: rozwiedli się w 2002 roku po tym jak gwiazdor uwierzył fałszywym doniesieniom o zdradzie ukochanej. Ostatecznie jednak jakoś się dogadali i wzięli drugi ślub.