Robin Williams targnął się na swoje życie prawie trzy miesiące temu. Aktor miał 63 lata i od dawna zmagał się z depresją oraz uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. Kilka miesięcy wcześniej poddał się kolejnej terapii odwykowej. Nigdy nie ukrywał swoich problemów, w wywiadach otwarcie i z humorem mówił o chorobie. Jego śmierć była ogromnym zaskoczeniem.
Dzisiaj znane są już wyniki autopsji Williamsa. Wbrew początkowym założeniom okazuje się, iż w chwili śmierci aktor był trzeźwy. Nie stwierdzono bowiem obecności w jego organizmie żadnych zakazanych prawem środków odurzających oraz alkoholu. Potwierdziły się z kolei doniesienia o wczesnym stadium choroby Parkinsona.
Williams został znaleziony w pozycji siedzącej na podłodze sypialni, z paskiem przewiązanym na szyi, którego drugi koniec przyczepiony był do drzwi szafy - cytuje raport koronera stacja CNN.
Dodajmy, iż stwierdzono jedynie brak nielegalnych substancji odurzających. Nie wiadomo zaś, czy był pod wpływem leków antydepresyjnych i leczących Parkinsona. Wieloletni przyjaciel Williamsa, Rob Schneider twierdzi, że to właśnie one doprowadziły go do samobójstwa. Zobacz: "To leki na Parkinsona popchnęły go do samobójstwa!"