Nikogo nie dziwi chyba, że Marinę Łuczenko i Sarę Boruc połączyła przyjaźń. Obydwie świetnie radzą sobie z wydawaniem pieniędzy zarobionych przez partnerów grających w najbogatszej lidze piłkarskiej świata. Co prawda Marina nie robi jeszcze zakupów pod okiem kamer, ale wierzymy, że i ona pewnie wykorzysta swój medialny potencjał. Z karierą muzyczną dała sobie już chyba spokój.
Osobiście spotkały się na trybunach meczu Polska-Szkocja w Warszawie, wcześniej "znały się" dzięki Instagramowi i Facebookowi. Widziano je na wspólnych zakupach w Londynie, teraz przyszedł czas na debiut na łamach Party. Sara przyznaje, że przyjaźni się z Mariną, gdyż... "połączyły je wspólne pasje".
Mamy więcej wspólnego, niż nam się na początku wydawało! Jesteśmy gadułami, mamy podobne poglądy na wiele spraw i wspólne pasje. Poza tym obie mieszkamy w Anglii i to przede wszystkim tam toczy się nasze życie prywatne i zawodowe. I jest ono dalekie od tego, co piszą polskie serwisy plotkarskie - żali się. Kiedy Artur wyjeżdża na obozy treningowe, zostaję w domu sama z dziećmi. Wtedy jestem przede wszystkim gospodynią domową i mamą. Pisanie bloga schodzi na drugi plan. Przy takim trybie życia trudno jest się z kimś zaprzyjaźnić, bo zwyczajnie nie ma na to czasu. Nie ukrywam, że bywają momenty kryzysu, ale to chyba normalne, kiedy mieszkasz za granicą i nie masz pod ręką rodziny i przyjaciół.
Łuczenko jest nieco mniej wylewna: Śledzę blog Sary, bo podoba mi się jej styl - wyznaje. Jest sympatyczna i otwarta, dobrze się nam rozmawia.
Jak myślicie, udzielą wspólnego wywiadu Vivie lub Gali?
Przypomnijmy też, że to nie jedyne rozterki Sary: Sara Boruc o życiu żony piłkarza: "To jest trudne..."