Amerykańskie brukowce rozpisują się o "głębokiej depresji" i możliwym samobójstwie Britney Spears. Postanowiliśmy sprawdzić, co na ten temat mają do powiedzenia specjaliści. Poproszony przez nas o komentarz psycholog twierdzi, że to mocno przesadzona diagnoza.
Witam,
Wiem dobrze, że trzeba diagnozy amerykańskich psychologów (nie daj Bóg terapeutów) oceniać z przymrużeniem oka. Ale pisanie, że Brit jest w głębokiej depresji to duża przesada. Nie może być w "ciężkiej depresji" - stan depresyjny objawia się kompletnym zanikiem energii. W ciężkiej depresji nie można nawet wstać z łóżka, nie mówiąc już o zjedzeniu zupy.
Jednak Brit nieźle sobie radzi z wychodzeniem z domu i budowaniem relacji z ludźmi (nie mówię tu o jakości). Jeżeli chodzi o stany maniakalno-depresyjne to nie wiem, jak się zachowuje na codzień. Rzeczywiście, ma zniszczone życie przez matkę - pchała ją do biznesu od dziecka. Efekty możemy obserwować już dziś, a za dwadzieścia lat będziemy mieć kolejnego Michaela Jacksona.
Spears ma zbudowaną osobowość w oparciu o wymierne, materialne przedmioty. "Jesteś fajna, bo masz fajne ciuchy; jesteś super, bo masz super buty etc." - pewnie na takich hasłach była budowana jej osobowość. Jednak tylko te dzieci, którym buduje się tożsamość na podstawie informacji o ich umiejętnościach ("Jesteś mądra, bo znakomicie rozwiązujesz krzyżówki; jesteś uczynna, bo pomogłaś koleżance etc.") mają szansę na prawidłowy rozwój.
Myślę, że Brit zdecydowanie nie wie, kim jest. Jest zagubiona w poszukiwaniu samej siebie i nikt jej nie chce pomóc. Taki stan, dodatkowo presja środowiska, które z niej żyje (menedżer, rodzina, firma fonograficzna i wiele innych osób) coraz bardziej będą pogłębiały jej osamotnienie i chaos psychiczny. A to może faktycznie prowadzić do samobójstwa, które będzie wynikiem tej presji.