_
_
Wczoraj po południu odbyła się oczekiwana od wielu miesięcy rozprawa przeciwko Elżbiecie B., byłej "opiekunce" zmarłej Violetty Villas. Kobieta została oskarżona o znęcanie się nad schorowaną i zniedołężniałą gwiazdą. Prokuratura oskarżyła ją także o psychiczne terroryzowanie Villas.
Elżbieta B. podsycała i utwierdzała w niej lęki przed służbami specjalnymi i mediami. Uzależniała podejmowanie decyzji od dostarczania alkoholu i zmuszała ją do jego spożywania. Bezprawnie pozbawiała ją wolności przez zamykanie w pokoju, nawet wbrew jej woli, i wielokrotnie pozostawiała samą w nieogrzanym domu bez jedzenia. Poza tym B. dopuściła się wobec artystki szeregu zaniedbań pielęgnacyjnych – wyliczała w trakcie rozprawy Ewa Ścierzyńska, rzeczniczka świdnickiej prokuratury okręgowej.
Jak podaje Gazeta Wyborcza, drugi zarzut dotyczy nieudzielania artystce pomocy. Elżbieta B. nie wezwała pogotowia do poważnie chorej na zapalenie płuc piosenkarki. Nie zareagowała także na fakt, że Villas miała złamaną nogę, przez co nie mogła się poruszać.
Sąd uwolnił Elżbietę B. od zarzutu znęcania się, ale skazano ją na 10 miesięcy pozbawienia wolności za zaniedbanie. Po zakończeniu rozprawy "opiekunka" powiedziała dziennikarzom:
Zarzuty prokuratury to jakiś stek bzdur. Pani Violetta zmarła w wieku 73 lat, nie była ubezwłasnowolniona, więc w jaki sposób miałam jej coś nakazywać, czy zmuszać do czegokolwiek?
_
_
__
_
_