Na okładkę najnowszego numeru Vivy trafiła Anja Rubik, która opowiada w wywiadzie o "życiu po 30-tce". Okazuje się, że codzienność modelki nie jest tak różowa, jak mogłoby się wydawać. Gwiazda wybiegów podzieliła się z czytelnikami historią, która spotkała ją na pokładzie samolotu z Nowego Jorku do Londynu.
W hali siedziałam niedaleko mężczyzny, który oglądał mecz i go komentował. Raz czy dwa podniosłam głowę znad komputera, coś mu odpowiedziałam, bo nie chciałam być niemiła. Kiedy zajęłam swoje miejsce w samolocie, nagle go zobaczyłam. Podszedł do kobiety, która siedziała już obok mnie, i mówi: "Cześć, słuchaj, rozmawiałam z tą panią, świetnie nam szło, może zamieniłabyś się ze mną miejscami?" A ona: "Dobrze, nie ma problemu". Byłam tak zaskoczona, że zanim zdążyłam zaprotestować, już jej nie było - wspomina Anja. Usiadł i zaczęliśmy trochę rozmawiać, a właściwie on gadał, gadał i gadał. Głównie o sobie. W końcu miałam dość i mówię: "Słuchaj, muszę iść spać, bo prosto z samolotu idę do pracy". Rano chwilę porozmawialiśmy, dał mi swoją wizytówkę i poprosił o numer telefonu. Powiedziałam, że napiszę mu maila i tak się rozstaliśmy.
Nie był to jednak koniec historii. Adorator zdobył numer telefonu Rubik i zaczął do niej wydzwaniać w środku nocy.
W Londynie cały dzień pracowałam, wróciłam do hotelu i o drugiej nad ranem obudził mnie telefon. Odbieram, cisza, ale słyszę czyjś oddech. Pomyślałam, że to pomyłka. Odkładam słuchawkę, telefon znowu dzwoni, słyszę, że ktoś jest, ale milczy. Już chciałam dzwonić do recepcji, kiedy zadzwonił trzeci raz: "Cześć". Pytam, kto mówi. "Twój sąsiad z samolotu". Zanim pomyślałam, skąd on wie, gdzie ja mieszkam, zapytałam: "Dlaczego do mnie dzwonisz w środku nocy"? A on takim dziwnym grobowym głosem: "Obiecałaś, że do mnie napiszesz. Obiecałaś mi". "Napiszę, jak będę chciała napisać", powiedziałam i odłożyłam słuchawkę. Poprosiłam, żeby już nie łączyli żadnych telefonów z moim pokojem. Próbowałam zasnąć, ale bezskutecznie. Rano okazało się, że nękał całą noc. Umówiliśmy się, że jeśli zadzwoni albo pojawi się osobiście, powiedzą mu, że się wyprowadziłam, nie ma mnie, zmieniłam hotel.
Mężczyzna nie dawał za wygraną i następnego dnia pojawił się z kwiatami pod hotelem.
Faktycznie przyszedł z ogromnym bukietem kwiatów, ale usłyszał, że ja już tam nie mieszkam. Naprawdę się bałam. Wysłałam nawet wiadomość do mojej agentki, że jeśli zniknę, to tu są namiary na mężczyznę, który mnie prześladował. Zresztą okazało się, że wszystko, co o sobie opowiadał, było prawdą. To był milioner z Portugalii, co mnie jeszcze bardziej wystraszyło. Bałam się, że wynajmie jakiegoś detektywa, żeby mnie śledził. Ale, na szczęście, chyba odpuścił. Mężczyźni są czasem bardzo nachalni.