Finał The Voice of Poland zbliża się wielkimi krokami. Poznać to można nie tylko po coraz mniejszej liczbie uczestników programu, ale i coraz bardziej wystawnych kreacjach, w jakich występują Justyna Steczkowska i Edyta Górniak. Jedno się nie zmienia: ciężki dowcip prowadzących. Zobacz: Kreacje w "The Voice of Poland": Steczkowska vs. Górniak (ZDJĘCIA)
Po ostatnim odcinku w programie zostało już tylko ośmioro uczestników. Cztery trzyosobowe drużyny trenerów były oceniane najpierw przez widzów, którzy dawali przepustkę do finału. Następnie z pozostałej dwójki każdy z kapitanów wybierał, kto odpadnie. Żeby podkręcić emocje, wyświetlano wtedy tętno wokalistów oraz oceniających.
Widzowie byli konsekwentni w swoich wyborach. Dzięki ich głosom do finału przeszli: Magda Paradziej, Przemek Radziszewski, Sarsa Markiewicz i Ola Nizio.
Sarsa została pochwalona za odważny wybór piosenki, gdyż wykonała Glory Box zespołu Portishead. Głos w sprawie Sarsy zajęła też Edyta:
- Muszę to powiedzieć! Malujesz obraz śpiewem!
- Malujesz jak Munch! Jesteśmy w stanie quasi-hipnozy - Tomson próbował zatuszować gafę i przedobrzył w drugą stronę.
Ola Nizio też została nietypowo pochwalona. Edycie przypomniało się, że wszyscy muzycy są szczęśliwą, leśną rodziną:
- Jesteś jak łania! - pochwaliła wygląd wokalistki.
Od tego momentu trenerki oraz Magda Mielcarz zaczęły komentować figurę Oli i intensywnie zapewniać ją, jak bardzo zazdroszczą jej kształtów. Może dochodzą do wniosku, że na drodze do naturalnego, zdrowego wyglądu w ich przypadek przeszkodą mógł być skalpel chirurga?
Podczas swoich wyborów trenerzy próbowali podsycać emocje i zapewniali o swoich rozterkach. Wyświetlanie ich tętna miało dodać temu autentyzmu, ale zamiast tego pokazało, że byli zupełnie spokojni i nie mieli problemu z wyborem.
Marek Piekarczyk odesłał do domu Tomasza Fridrycha a przepuścił Żanetę Łabudzką. Baron z Tomsonem pożegnali się z Justyną Janik i zostawili Natalię Lubrano. Justyna zaś zakończyła przygodę Agnieszki Twardowskiej, zapewniając miejsce w finale Gracjanowi Kalandykowi. Najwięcej dramatycznych emocji odgrywała oczywiście Edyta, która ostatecznie pożegnała Jurka Grzechnika, żeby dać szansę Idze Kozackiej. Jej wykonanie Part-Time Lover z repertuaru Steviego Wondera wywołała kolejną falę dziwnych komentarzy ze strony prowadzących. Największą gafę strzeliła Steczkowska:
- Przejrzałby na oczy, gdyby usłyszał to wykonanie - zapędziła się w przesadzonej pochwale.
Z kolei Kammel chciał być zabawny zapowiadając utwór i stwierdzając, że "Teletubisie i Kubuś Puchatek to postacie erotyczne".
Już w poprzednim odcinku bardzo widać było, jak twórcy programu promują swoich sponsorów. Tym razem było dużo gorzej. Oprócz "kramów" z logotypami, które "spontanicznie" porozstawiano po backstage'u, intensywnie promowano różne projekty prowadzących. "Mimochodem" wspomniano o nowym klipie Magdy Mielcarz, płycie Steczkowskiej czy książce Piekarczyka. Spośród konferansjerów Maciek Musiał ma najwięcej werwy, ale najczęściej też popełnia błędy. Jednym z nich było zagajenie Marka o tytuł jego książki.
- Co to "kontestator"? - zagaił Musiał.
- Człowiek, który kontestuje - odpowiedział mu muzyk. W sumie miał rację.
W następnym odcinku zapowiedziano już "cross-bitwy". Trenerzy losują kolejność, w której będą wybierać dla swoich podopiecznych przeciwników z pozostałych drużyn. Na razie znamy wybór Marka Piekarczyka: Żaneta Łabudzka będzie konkurować z Gracjanem Kalandykiem. Pozostałe typy poznamy dopiero w przyszłym tygodniu. Chyba w programie kręconym na żywo zabrakło czasu, który trenerzy zmarnowali na udawanie głębokich rozterek.