Przypomnijmy - stałym punktem spotkań z Mateuszem Damięckim są dwie opowieści. Jedna - o sygnecie jego dziadka (który ostatnio, chyba ze wstydu, przestał zakładać). Druga - o "dresach", którzy napadli go w Pruszkowie i chcieli go "skroić". Matuesz twierdzi, że uratowało go to, że jeden z nich był fanem serialu Matki, żony i kochanki.
Nasz informator donosi, że podczas wizyty w jego szkole Damięcki też opowiadał tę historię. Mówił jednak, że ci dresiarze zaczepili go nie w Pruszkowie, a w Warszawie, przy metrze.
Mateusz chyba zapomniał swojej roli. Dziwne, przecież opowiedał tę historię już kilkaset razy. Po co zmyślać takie rzeczy i ubarwiać swój życiorys? Ile jest więc prawdy w pozostałych opowieściach Mateusza?
Na tym samym spotkaniu Matusz opowiedział też następujący kawał:
_**- Dlaczego pies się liże po jajach? - Bo może.**_
Taki w sam raz dla uczniów i ich wychowawców... Sądzimy, że tak niski humor powinien pozostać jednak darmowy.
Rozbawił nas za to komentarz naszego informatora, który tak podsumował spotkanie z aktorem:
Nie polecam nikomu iść "na Mateusza", bo przynudza. Lepiej już zobaczyć jego ojca Macieja - jest niski i zabawny. I nawet nie widać po nim, że współpracował z esbekami.