Po wkroczeniu rosyjskich wojsk na terytorium niepodległej Ukrainy, niektórzy spośród polskich artystów, mających w przeszłości kontakty zawodowe z rosyjskim środowiskiem twórczym, odmówiło dalszej współpracy. Daniel Olbrychski na dwa miesiące przed premierą Porwania Europy w Teatrze Polskim w Moskwie, zrezygnował z roli.
Piękny język Puszkina, Tołstoja, Czechowa i moich przyjaciół Okudżawy i Wysockiego, w którym próbowałem Twoją świetną sztukę, zaczyna się w chwili obecnej kojarzyć z agresywną wojenną retoryką Pana Putina - napisał w liście otwartym do dyrektora placówki.
Dla innych zaś aktualna polityka Kremla nie stanowi większego problemu. Jak ujawnił tygodnik Wprost, Paweł Deląg nawet ją popiera. Zobacz: "Paweł Deląg JEST OBURZONY KRYTYKĄ PUTINA! On tam ZARABIA NIEWYOBRAŻALNE PIENIĄDZE"
Polskich artystów rosyjski rynek kusi wysokimi stawkami, wynoszących nawet pięciokrotność polskiej dniówki i możliwością zrobienia szybkiej kariery. Przekonała się o tym Joanna Moro, która z dnia na dzień stała się gwiazdą dzięki tytułowej roli w polsko-rosyjskim serialu biograficznym o Annie German. Potem, jeszcze przed aneksją Krymu, zagrała w rosyjskim serialu Talianka. Zarobiła na nim podobno aż milion złotych.
W rozmowie z tygodnikiem Twoje Imperium aktorka zaprzecza, jakoby kiedykolwiek deklarowała zerwanie współpracy z Rosjanami. Tłumaczy, że "w ogóle się nie zna na polityce":
Swego czasu powiedziałam jedynie, że akurat nie mam nowych projektów w Rosji - wyjaśnia w tabloidzie. Ale nigdy nie twierdziłam, że nie będę tam grała. Doceniam wspaniała rosyjską kulturę oraz wybitnych reżyserów. Już niebawem wyjeżdżam do Mińska na Białoruś, gdzie będą realizowane zdjęcia do filmu fabularnego "Rudy pies". Gram w nim rolę niedużą, ale przełomową. I w końcu zagram Rosjankę. Na tematy polityczne nigdy się nie wypowiadam, bo w ogóle nie znam się na tym**.**