Po śmierci Andrzeja Łapickiego, młoda wdowa zdecydowała się nie podtrzymywać kontaktów z jego rodziną. Nie pojawiła się na uroczystym wieczorze z okazji urodzin aktora, połączonym z pokazem jednego z jego najsłynniejszych filmów Wszystko na sprzedaż. Gospodyni wieczoru, córka Łapickiego Zuzanna, wysłała do niej zaproszenie. Mimo to Kamila Łapicka wolała zostać w domu.
Jednym z powodów jej nieobecności mogła być obawa, że bliscy aktora będą na nią krzywo patrzeć po tym, jak wyrzuciła na śmietnik jego osobiste pamiątki, a następnie uciekła ze stypy, żeby spotkać się z koleżanką. Ale podobno nie tylko o to chodzi. Jak informuje tygodnik Na żywo, Kamila nadal ma żal do zmarłego o to, że ją... wydziedziczył.
Mieszkanie na Mokotowie zapisał córce, chociaż pierwotnie miała je dostać Kamila - ujawnia informator tabloidu. W rezultacie wdowa nie dostała nic, poza starym samochodem.
Podobno Łapicki u schyłku życia pożałował tego, że związał się z 60 lat młodszą kobietą i ułatwił jej karierę. Dlatego małżeństwo ze starcem się jej nie opłaciło.
Wychodziła rano, wracała wieczorem, zachłysnęła się karierą, którą zaczęła robić dzięki jego nazwisku - wspomina osoba z otoczenia zmarłego aktora. Musiał zamawiać taksówkę, żeby jeździć na dializy. Wdowa czuła się pokrzywdzona zapisem testamentowym męża. Zamierzała walczyć w sądzie przynajmniej o zachowek, ale ostatecznie z tego zrezygnowała.
Myślicie, że napisze zapowiadaną książkę?