Po odpracowaniu chałtury dla chicagowskiej Polonii, Brodzik i Wilczak uznali, że tak się zmęczyli, że należy im się solidny wypoczynek. Ich plany zakładały, żeby prosto z Chicago polecieć do Los Angeles na krótkie zwiedzanie, a stamtąd na tydzień na Hawaje. Problemy zaczęły się na lotnisku O'hare w Chicago, które należy do największych na świecie. Okazało się, że lot serialowej pary został odwołany, a oni sami muszą zasięgnąć informacji o innych możliwościach dostania się do Los Angeles.
To Joasia musiała załatwiać wszystkie formalności - mówi Super Expressowi naoczny świadek. Wilczak nie odezwał się ani słowem, tylko z poważną miną potakiwał, słuchając pani z okienka.
Tabloid pisze, że aktor najwyraźniej bał się i wstydził pracownicy informacji lotniska i wypychał przed siebie Brodzik, chowając się za jej plecami. Niedogodności podróży i konieczność bycia tłumaczem Paweł odpłacał Joasi głaskaniem po głowie - wspomina tabloid.