Roman Polański opłaca najlepszych adwokatów, którzy mają wpłynąć na amerykański sąd i doprowadzić do uniewinnienia go z oskarżeń o gwałt analny na dziecku. Reżyser narzeka, że to wpływa na jego wizerunek oraz blokuje karierę zawodową, gdyż nie może kręcić filmów tam, gdzie ma na to ochotę. Niestety dla niego, amerykański sąd okazał się nieugięty.
Polański postanowił więc zapewnić sobie bezpieczeństwo w Polsce. Uruchomił swoje kontakty i z pomocą przyjaciół w Pałacu Prezydenckim udało mu się załatwić sobie nieoficjalną "gwarancję nietykalności". Pokazał tym, że sława w świecie filmowym stawia go ponad prawem międzynarodowym. Nieznany pedofil z pewnością nie mógłby liczyć na taką przychylność polityków.
Okazuje się, że sytuacja Polańskiego jest jeszcze poważniejsza niż myślał i znajomości w Pałacu Prezydenckim rzeczywiście będą mu potrzebne. 2 stycznia do Prokuratury Generalnej wpłynął wniosek amerykańskich organów ścigania o ekstradycję reżysera do Stanów Zjednoczonych. W 1977 roku Roman został tam uznany winnym gwałtu analnego na 13-latce, ale uciekł z kraju przed ogłoszeniem wyroku. Od tamtej pory jest oficjalnie poszukiwany przez Interpol.
Wniosek ekstradycyjny wpłynął po upublicznieniu informacji, że Polański pojawił się w Warszawie na uroczystości otwarcia Muzeum Historii Żydów Polskich. Został wtedy wezwany przez Prokuraturę Okręgową w Krakowie do stawienia się w towarzystwie prawników. Podał tam swoje miejsce pobytu i zadeklarował, że będzie do dyspozycji organów ścigania. Dalsze postępowanie w sprawie ekstradycji zostało właśnie przekazane do Krakowa.
Jak myślicie, czy znajomości wśród polityków po raz kolejny mu pomogą?