Sprawa 60-tysięcznej darowizny Dody dla proboszcza małej parafii na Pomorzu okazała się być bardziej skomplikowana, niż na początku przedstawiały to media. Nasze dobrze poinformowane źródło donosi jednak, że wyjaśnienie tej sprawy jest banalnie proste - Doda po prostu uniknęła w ten sposób płacenia części podatku. Przy okazji wspomagając drobną kwotą księdza. Dodajmy, że nielegalnie...
Przypomnijmy fakty - kilka dni temu Polskę obiegła informacja, że Doda dała 60 tysięcy złotych na mały kościółek w Ładzinie w Zachodniopomorskiem. Przestraszony ksiądz na gorąco zaprzeczał. Mówił, że nigdy nie widział się z Dodą i że napewno nie dostał od niej żadnych pieniędzy. Przyciśnięty nagraniem rozmowy telefonicznej przez dziennikarzy Super Expressu wysłał do gazety oświadczenie, w którym napisał:
Potwierdzam, że otrzymałem od Pani Doroty Rabczewskiej darowiznę na rzecz wspólnoty parafialnej, której jestem proboszczem. (...) Podawane w niektórych mediach informacje, jakobym zaprzeczył istnieniu takiego faktu są nieprecyzyjne i wynikały z nadinterpretacji moich słow, wynikających z ochrony prywatności Pani Doroty Rabczewskiej. Dotychczas nie wyraziła ona woli informowania o swoim geście mediów i moim podstawowym obowiązkiem było uszanowanie jej woli.
Tak więc ksiądz jednego dnia mówi dziennikarzom, że dostał pieniądze (nieopatrznie - pierwszy artykuł Super Expressu), a następnego dnia mówi innym dziennikarzom (Gazety Wyborczej), że ich nie dostał. Po weekendzie przypomina sobie zaś, że jednak dostał i wysyła oświadczenie do gazety.
Jak wygląda prawda? Oddajmy głos naszemu informatorowi:
Ksiądz Marszałek zna dobrze mamę Doroty, a także Radka Majdana. Doda poszła na prosty układ... zamiast płacić Urzędowi Skarbowemu 60 tysięcy złotych podatku, przelała te pieniądze na konto parafii. Wcześniej dogadała się jednak z proboszczem (załatwiała to wszystko za pośrednictwem swojej mamy). Ksiądz wziął z tego 5 tysięcy, a resztę oddał Dodzie. W ten banalnie prosty sposób Doda ma 55 tysięcy złotych gotówki na swoje wydatki. Tyle że przy okazji oszukała fiskusa. Wie o tym ksiądz... Stąd jego nerwowe wypowiedzi w mediach. Swoje 5 tysięcy dawno już wydał i nie wie, co powiedzieć parafianom... W ostatnią niedzielę powiedział z ambony, że dostał pieniądze od piosenkarki i że na wiosnę zorganizuje festyn. Doda na razie milczy... Chociaż dobrze wie, że na rozliczeniu podatkowym widnieje pozycja: - 60 tysięcy - darowizna dla Parafii Rzymsko Katolickiej pw. Najświętszego Serca Jezusowego. 72-518 Ładzin nr 57.
Nie chcemy potępiać Dody. Każdy wolałby na jej miejscu zaoszczędzić 55 tysięcy. Uważamy jednak, że mimo oczywistej pokusy należy być z fiskusem oczciwym. Nie dla zasad, ale aby uniknąć nerwów i problemów takich jak te, których jesteśmy właśnie świadkami. Dobrą stroną tej sytuacji (niektórzy powiedzą, że złą, ale my życzymy dobrze wszystkim prostym ludziom) jest to, że ksiądz dostał 5 tysięcy złotych na drobne wydatki...
Swoją drogą - ciekawe, czy to jedny proboszcz, z którym Doda dogadała się w ten sposób.
!!!AKTUALIZACJA!!!
Okazuje się, że po ujawnieniu informacji o darowiźnie w mediach, na koncie parafii znalazło się nagle brakujące 60 tysięcy złotych. Zaniepokojeni parafianie powołali osoby, które sprawdziły stan konta. Raban w tabloidach pomógł więc księdzu, który zamiast 5 tysięcy ma teraz 60. No i tamte 5 tysięcy, które wydał w sobie tylko znany sposób. Opłaca się jednak robić interesy z gwiazdami...