Kiedy Jarosław Kret oświadczał się Beacie Tadli w Vivie, obydwoje oficjalnie byli jeszcze w poprzednich związkach. Tadla była nawet mężatką. Rok temu, w styczniu, udało jej się wreszcie dogadać z mężem z sprawie podziału majątku i "odzyskania wolności". Kret wprawdzie pod względem formalnym jest kawalerem, ale jego sprawy osobiste są jeszcze bardziej skomplikowane. Pogodynek walczy o zabezpieczenie kontaktów z 5-letnim synem. Jednak jego mama, Małgorzata Kosturkiewicz nie zamierza mu tego ułatwiać.
Nie daje mu taryfy ulgowej - mówi w rozmowie z Na żywo znajomy Kreta. Na jej wniosek sąd wyznaczył spotkanie syna z ojcem raz w tygodniu, w środę. A co jeśli Jarek akurat w środę pracuje na drugim końcu Polski? Widzenie mu przepada, bo Małgosia jest nieugięta. Była niezadowolona, gdy okazało się, że Jarek podczas "swoich" dni bierze syna do TVP, a tan mały siedzi na kolanach u cioci Beatki. Postanowiła z tym skończyć raz na zawsze.
Może jednak nie powinien był poniżać jej publicznie, ogłaszając w tabloidzie, że nigdy jej nie kochał?
Znajomi prezentera zapewniają, że wywiązuje się on z obowiązku alimentacyjnego. Płaci na syna 5 tysięcy złotych miesięcznie i nie zabiera już Franka na spotkania z Beatą.
Zdarzyło mi się opuścić spotkanie tylko w chwilach wyjątkowych, kiedy jestem chory, albo muszę w służbowych sprawach wyjechać z Warszawy - tłumaczył się w wywiadzie.
Ale jeszcze długa droga przed nim. Kolejna rozprawa w sprawie opieki została wyznaczona na marzec. Tadla i Kret postanowili więc odłożyć plany ślubne do czasu aż sytuacja się wyjaśni. A to może potrwać.