Scenarzysta, reżyser i felietonista Andrzej Saramonowicz lubi ostro komentować bieżące wydarzenia społeczne i polityczne. Tym razem łamach prasy i mediów społecznościowych doszło do wymiany zdań między nim a Magdaleną Środą. Wszystko zaczęło się od wczorajszego artykułu w Gazecie Wyborczej, w którym Andrzej broni przed Środą Magdaleny Ogórek, nowej kandydatki SLD na prezydenta. Porównał tam polityczkę-feministkę do księdza Dariusza Oko i Janusza Korwina-Mikke:
Bo pani Środa jest trochę jak ksiądz Oko czy Janusz Korwin-Mikke, tylko w drugą stronę - napisał. Dla niej Ziemia też mogłaby być płaska, gdyby zadecydował o tym Kongres Kobiet.
Na odpowiedź ze strony Środy Saramonowicz nie musiał długo czekać. Dzisiaj opublikowała artykuł, w którym wyraziła zaskoczenie atakiem ze strony... nieznanego jej mężczyzny.
Szczerze powiedziawszy nie wiem, kim jest pan Saramonowicz i trochę szkoda mi czasu na szukanie jego sylwetki w internecie - napisała Środa. Dziennikarz? Celebryta? Niedoszły polityk? Nie wiem, ale wiedza ta mnie z pewnością nie ubogaci.
Feministka odniosła się do porównania z księdzem i europosłem:
Głupstwa jednak felietonista się chwyta. To zawsze problem dla słabego pióra: jak olśnić, jak zaskoczyć, kogo obrazić, by dostać się na pierwszą stronę internetowego wydania.
Już dwie godziny później Saramonowicz zamieścił swoją ripostę na Facebooku. Nie odniósł się do argumentów Środy, ale do samego stwierdzenia, że się nie znają:
Pomijając inne moje aktywności, pragnę przypomnieć, że przed siedem miesięcy (od września 2013 do marca 2014) co tydzień - jako felietoniści "Wprost" - zamieszczaliśmy obok siebie nasze teksty. Oczywiście nie mam ambicji, by marzyć, że je Pani czytała, ale wydaje mi się, że można się było przynajmniej zorientować, że nasze nazwiska stoją obok siebie na szpaltach i w redakcyjnej stopce. Taka spostrzegawczość - ośmielę się nazwać ją: elementarną - nie przekracza możliwości nawet średnio rozgarniętego umysłu, a co dopiero tak wielowymiarowego, jak ten należący do Pani.
Pragnę przy okazji z całą mocą zapewnić, że również jestem zaprzysięgłym feministą i kocham kobiety z pewnością nie mniej niż Pani.
Natomiast od odpowiadania na inwektywy pod moim adresem zawarte w Pani tekście proszę mnie uprzejmie zwolnić. Odmiennie niż Pani, nie lubię publicznych igrzysk, które mają na celu dowiedzenie, czyj penis dłuższy. By wykazać, jak miękko i po kobiecemu jestem koncyliacyjny, od razu przyznaję, że Pani.
Ma rację?