Wirus Czikungunia, który opisano po raz pierwszy w 1952 roku po epidemii w Tanzanii, najprawdopodobniej wciąż byłby bliżej nieznany w USA, gdyby nie fakt, że zaraziła się nim właśnie... Lindsay Lohan. 29-letnia gwiazda kilka dni temu trafiła do szpitala św. Edwarda w Londynie z objawami wysokiej gorączki oraz uniemożliwiającym poruszanie się bólem mięśni i stawów. Aktorka zaraziła się nim najprawdopodobniej na wakacjach na Bora Bora.
Jak donoszą media za oceanem, stan Lohan jest już stabilny, gorączka spadła, a sama celebrytka napisała na Instagramie, że nie pozwoli, żeby wirus zepsuł jej wakacje. W najbliższych dniach ma zostać wypisana ze szpitala.
Problem jest jednak znacznie poważniejszy - wirus Czikungunia, przenoszony przez ukąszenie jednego rodzaju komara (Aedes albopictus mosquito), może być groźny dla ludzi na całym świecie. W ubiegłym roku w Ameryce Łacińskiej odnotowano ponad milion zachorowań, zaś w USA, jak do tej pory - nieco ponad 3 tysiące. Jak jednak afrykański komar przedostał się przez ocean? Najprawdopodobniej na statkach, chowając się w oponach i donicach egzotycznych roślin, które importowane są do Stanów na masową skalę.
Pierwsze objawy zakażenia przypominają pierwsze symptomy grypy, jednak po około tygodniu gorączka się stabilizuje, a wirus zajmuje mięśnie, stawy i kości powodując często ciężki ból. W mniejszym lub większym stopniu może on towarzyszyć choremu już do końca życia. Na wirus Czikungunia nie ma szczepionki, a jedyny sposób ustrzeżenia się przed nim, to unikanie ugryzienia przez komary.