Przyjaźń rodząca się między psem a jego właścicielem za każdym razem jest czymś niezwykłym, ale nie wszyscy potrafią się tak odwdzięczyć swojemu pupilowi jak Lauren Watt. 25-latka dowiedziała się pół roku temu, że jej ukochany mastiff cierpi na nieuleczalnego raka kości. Dziewczyna postanowiła sprawić, by ostatnie miesiące suczki Giselle były dla niej niezapomniane i zabrała psa w podróż jego życia.
Na początku, tuż po usłyszeniu diagnozy ciągle płakałam - opowiada Lauren. Giselle to nie tylko pies, przez te wszystkie lata była dla mnie jak najlepszy współlokator i powiernik moich sekretów.
Lauren postanowiła zrobić listę rzeczy, które pokaże swojemu psu przed śmiercią. Wynikami dzieliła się w Internecie. W ten sposób Lauren i ponad siedemdziesięciokilogramowa Giselle znalazły się na Times Square, popłynęły kajakiem i zwiedziły Nową Anglię.
Bardziej oryginalnymi pomysłami było wspólne oglądanie Małej Syrenki i odtwarzanie niektórych scen z filmu oraz zorganizowanie specjalnego przyjęcia, w którym uczestniczyły same psy-single.
Mimo że niektórzy znajomi Lauren uważali pomysły za co najmniej bezsensowne, ukochana Giselle przeżyła o miesiąc dłużej niż zakładał to weterynarz.
Wiem, że Giselle przeżyła w moich wspomnieniach i cieszę się, że mogłam dać jej najlepsze życie, na jakie zasłużyła - podsumowała Lauren.