Alexander McQueen należał do najbardziej utytułowanych i kontrowersyjnych projektantów lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. Na swoich pokazach szokował, prowokował i rozkochiwał w sobie gwiazdy show biznesu. Kiedy 11 lutego 2010 roku powiesił się w swoim londyńskim mieszkaniu okazało się, że od lat cierpiał na depresję, był uzależniony od alkoholu i narkotyków. Zobacz: Alexander McQueen... POPEŁNIŁ SAMOBÓJSTWO!
Teraz, w piątą rocznicę śmierci McQueena, światło dzienne ujrzy jego pierwsza obszerna biografia. Jej autor, Andrew Wilson, spędził trzy lata na rozmowach z jego rodziną i bliskimi. Wyłania się z nich obraz osoby niezwykle utalentowanej, ale również bardzo nieszczęśliwej. Projektant był ponadto porywczym despotą nieznoszącym sprzeciwu, lubiącym bawić się w najbardziej luksusowym stylu. Wilson twierdzi również, że udało mu się dotrzeć do rodzinnego sekretu McQueenów, który może tłumaczyć depresję Lee, jak mówili do niego przyjaciele: jako 9-letni chłopiec był molestowany seksualnie przez męża starszej o 15 lat siostry Janet, niejakiego Terence'a Hulyera. Kobieta przyznała, że jej brat w dzieciństwie był również świadkiem wielu pobić, których dopuścił się jej mąż - dwa z nich doprowadziły ją do poronienia.
Dziś Hulyer już nie żyje, jednak bliscy McQueena potwierdzają, że zwierzał się z tych strasznych wydarzeń przyjaciołom i kochankom. Jeden z nich, znany jako BillyBoy jest pewien, że odcisnęły one bolesne pięto na całym życiu projektanta:
Myślę, że musiał to znosić bardzo długo - ocenia. Nosił w sobie złość i rozgoryczenie, a żaden jego związek nie trwał długo. Był masochistą, był niepewny siebie, nieszczęśliwy, o bardzo niskiej samoocenie. Anna Wintour mogła bez końca powtarzać, jak bardzo podziwia jego pracę, to jednak nigdy nie zaspokajało jego poczucia niższości.
Wilson stawia więc tezę, że odważne, wyzywające czy nawet obrazoburcze pokazy, oszpecone czy niemalże okaleczone modelki i ciągłe seksualne, wyuzdane aluzje były sposobem odreagowania molestowania seksualnego jego samego oraz znęcania się nad jego ukochaną starszą siostrą. Jego przyjaciele dodają, że uprawiał dużo przygodnego seksu bez zabezpieczenia z przypadkowo poznanymi mężczyznami, komentując to słowami: Co mam do stracenia? Uciekał w narkotyki i alkohol, które dawały mu złudne poczucie bezpieczeństwa. Codziennie wciągał kokainę wartą około 600 funtów, czyli ponad 3 tysiące złotych.
Miał dwie osobowości - wspomina BillyBoy. Trzeźwy, ale niepewny siebie i zakompleksiony Lee oraz brylujący na salonach geniusz, pogrążający się w uzależnieniu od kokainy i wódki. Później stał się tym wiecznie pijanym dupkiem, psychotycznym dziwakiem, którego nie umiałem zrozumieć.
McQueen potrafił też być agresywny - jeden z jego współlokatorów z czasów nauki w londyńskim Central St Martin's College wspomina, że kiedy zwrócił mu uwagę, że zostawił bałagan na wspólnym kuchennym stole, młody projektant rzucił się na niego z nożyczkami krawieckimi. Krótkie małżeństwo z Alexandrem kiepsko wspominał również jego dawny ukochany, George Forsyth. Pobrali się w zaimprowizowanej na Ibizie ceremonii, a świadkami były ich ówczesne przyjaciółki, Kate Moss i Annabelle Neilson. Roztsali się po roku, kiedy to Forsyth nie chciał już znieść awantur i rękoczynów, których dopuszczał się jego mąż.
Przyjaciele McQueena przyznają, że przed śmiercią coraz bardziej się o niego martwili. Fatalnie znosił śmierć ukochanej matki, a jego uzależnienie od narkotyków jeszcze bardziej się nasiliło.
Brał coraz więcej kokainy - wspomina jego ówczesny chłopak, Richard Brett. Jego życie wymykało się spod kontroli i nikt nie wiedział, co z tym zrobić.
Zobacz też: Projekty zmarłego Alexandra McQueena (ZOBACZ)
McQueen z mamą: