Annę Grodzką oburzyła publikacja prawicowego tygodnika wSieci, omawiającego jej życie intymne i kpiącego z jej transseksualności. Magazyn doniósł, że dzieli ona mieszkanie z heteroseksualną kobietą, która poza tym pełni rolę jej asystentki. Tygodnik sugeruje, że może być to dowód na to, że Grodzka nigdy nie zmieniła płci i nadal jest mężczyzną.
Grodzka bardzo się zdenerwowała tymi pomówieniami.
Od 33 lat mam diagnozę transseksualności - przypomniała w programie Moniki Olejnik.
Wspomniana w tygodniku heteroseksualna kobieta, która nie dzieli z nią mieszkania tylko mieszka w domu obok, oraz jej mąż zapowiadają już złożenie pozwu. Zobacz: Przyjaciółka Grodzkiej: "Nie jestem z Anią, bo OD 40 LAT ŻYJĘ Z MĘŻEM!"
W rozmowie z Dzień Dobry TVN kandydatka na prezydenta ocenia, że prawicowy tygodnik posunął się tym razem za daleko.
Nie wiem, czy ja zagrażam komuś, kto chce mnie w ten sposób zdyskredytować. Może to przejaw czystej nienawiści. Jest coś takiego w naszym kraju. Skoro kandyduję na urząd prezydenta to moje poglądy i relacje powinny być wyciągnięte na światło dzienne - komentuje posłanka. Tak powinno być. Jednak ten artykuł to przesada.
Zaprzecza także, że próbuje się wypromować na transseksualizmie.
Nigdy nie miałam żadnej sesji w kostiumie kąpielowym. To była scena z filmu "Trans-akcja". Chciałam opowiedzieć swoją historię, żeby pokazać, że takie osoby są wśród nas i mogą żyć jak każdy człowiek - wyjaśnia w telewizji. Kto chce po taką wiedzę sięgnąć, ma możliwości. Nietrudno sobie wyobrazić, że emocje w człowieku grają, ale mam poczucie, że wraz z tym robię coś dobrego. To daje mi poczucie spokoju. Moje kandydowanie nie ma nic wspólnego z transpłciowością, to jest zupełnie inna sprawa. Ja jestem zanurzona w polityce całe moje życie. Powinien być element polityki społecznej, to my jesteśmy właścicielami państwa, dla nas to państwo działa, a u nas się okazuje, że państwo nic dla nas nie robi, jest nieprzyjazne obywatelowi.