Nie ma wątpliwości, że Krzysztof Hołowczyc jest jednym z najlepszych kierowców rajdowych w naszym kraju. 53-latek oprócz kilkunastu tytułów mistrzowskich ma na koncie także przygodę z polityką. Od 2007 do 2009 roku był posłem do Parlamentu Europejskiego z ramienia Platformy Obywatelskiej. Najwidoczniej przygoda z PO nie przypadła mu do gustu. Hołowczyc udzielił wywiadu prawicowemu tygodnikowi Do Rzeczy.
W rozmowie z Tomaszem Terlikowskim postanowił opowiedzieć o swoim stosunku do ojczyzny. Przy okazji zasugerował, że polskie firmy nie są zainteresowane wspieraniem go:
Jeżdżę w zespole niemieckim, a za cały mój start płacą Amerykanie. (...) Polska nie widzi potrzeby, żeby mnie wspierać. A jednak zawsze udaje mi się, i to w niemieckim zespole, wywalczyć biało-czerwoną flagę, teraz była nawet dość wysoko.
Jestem szczęśliwy, że mogę reprezentować Polskę, i jest mi miło, gdy ktoś z podziwem mówi o mnie: "To Polak!". Tak mnie wychowano, że wiem, iż dla swojej ojczyzny trzeba poświęcić wiele. I tego żadna moda ze mnie nie wygodni. Jeśli trzeba stanąć i walczyć za swój kraj, to ja to zrobię.
Terlikowski zapytał też, czy Hołowczyc nie uważa, że czasem przesadza i niepotrzebnie igra ze śmiercią. Kierowca przyznał mu rację, ale zaraz stwierdził, że wczesna śmierć oznacza "bycie rycerzem Pana Boga" i jest pewnego rodzaju zaszczytem:
Jako osoba wierząca wiem, co będzie po śmierci, spokojnie się do tego przygotowuję i grzecznie czekam - wyjaśnił. I nawet, gdy czasem któryś z moich kolegów odchodzi po ludzku za wcześnie, wiem, że Pan Bóg go potrzebował, bo zbiera sobie tę grupę rycerzy. I ja też chciałbym być w tej grupie, by tam Bogu służyć jako rycerz.