Nie są to pierwsze sygnały tego, że ludzie tracą zainteresowanie gwiazdką śpiewającą z pół-playbacku. Gosia Andrzejewicz dzielnie walczy z przemijającą popularnością, przyjmując propozycję każdej chałtury i występu, w każdej galerii handlowej. Słusznie (bo jej czas i tak przeminie), ale smutno się na to patrzy.
Nasz informator wspomina niedawny występ Gosi w bydgoskiej Galerii Pomorskiej:
Na początku zachęcała bardzo gorąco do kupienia swojej płyty (mówiła, że jest "słodka, spokojna, świąteczna i, że koniecznie musimy ją mieć"). Pózniej coś tam zaśpiewała (chyba z playbacku), dla całych 6 osób, które się zgromadziło (łacznie ze mną). Następnie zaprosiła ludzi do podchodzenia po autografy, za coś słodkiego, bo zbierają na jakiś ośrodek. Usiadła biedna na kanapie, oczywiście zero chętnych, nikogo, ani jednej osoby, aż mi sie jej żal zrobiło. Moje pytanie: Czy to jest gwiazda? Trochę wstyd tak siedzieć samej, kiedy nikt nawet nie chce jej podpisu.
Faktycznie, dobre pytanie. Niedawno wzbudzała podobną litość w przebraniu Świętego Mikołaja. Czekała na fanów, by zrobili sobie z nią zdjęcia, ale nie było chętnych - obok ustawiła się za to kolejka do Uli Dębskiej. Nie wspominamy już o tym, jak przebierała się w toalecie na stacji benzynowej.