Nadciąga kolejna katastrofa w życiu Lindsay Lohan. Jej kariera filmowa załamała się - aktorka po wyjściu z odwyku zagrała jedną rólkę, a później przestała otrzymywać propozycje. Jej konta bankowe pustoszeją, Lindsay musiała łatać dziurę w budżecie sprzedając swoje zdjęcia, a nawet używane ubrania. Jej ostatnią deską ratunku było nagranie płyty; gwiazdka zawarła umowę z Universal Music Group i zaczęła pracę nad trzecim albumem. Teraz wydaje się się, że i z tego nic nie wyjdzie.
Lohan miała spore ambicje, a do mediów trafiały bardzo optymistyczne wieści: ponoć Lindsay zaczęła już nawet nagrywać pierwszy teledysk. Niedawno pojawiły się plotki, że to nieprawda. Źródła związane z wytwórnią utrzymują, że Lindsay nie nagrała dosłownie nic. Ani kawałka piosenki. Kierownictwo Universal Music nie kryje niezadowolenia - podobno są gotowi do wycofania się z kontraktu:
Powiedziała ludziom z Universal, że do stycznia będzie miała przynajmniej część materiału. I okazało się, że nic nie nagrała. Zamiast pracować ze swoimi producentami, pojechała imprezować na Capri.
Doprowadziła do szału mnóstwo ludzi. Wszyscy są na nią wściekli, szczególnie Timbaland i 50 Cent. Byli dla niej dobrzy, chcieli jej pomóc się pozbierać. Nawet Justin Timberlake powiedział, że nagra z nią piosenkę. Ale ona ich wystawiła. Zignorowała ich starania, a powinna robić wszystko, żeby nie zmarnować tej szansy. Producenci filmowi jej nie chcą. Więc gdzie zamierza się zwrócić?