Na ten numer Wprost czekali wszyscy. Tygodnik ogłosił wczoraj, że opublikuje dziś pierwszą część śledztwa na temat "ciemnej stronie Kamila Durczoka". Niestety, jeżeli wszystkie szczegóły są prawdziwe, jest ona znacznie ciemniejsza, niż sądziliśmy.
Wprost opisuje historię warszawskiego biznesmena, który sam zgłosił się do redakcji. Wszystko zaczęło się od trudności z odzyskaniem zaległego czynszu za mieszkanie, które wynajmował pewnej firmie. W 130-metrowym apartamencie na Mokotowie mieszkała 29-letnia pracownica firmy. Po 4 miesiącach prób skontaktowania się z nią, biznesmen pojechał do mieszkania wymówić jej lokal.
Wspomina, że zza drzwi mieszkania wyskoczył mężczyzna.
Dziwnie wyglądał. Miał dwa kaptury na głowie, jeden od bluzy drugi od kurtki. Zaczęliśmy się szamotać, bo chciał zwiać - relacjonuje informator tygodnika. Zdarłem mu te kaptury z głowy. O dziwo, okazało się, że mężczyzną jest Kamil Durczok. Puściłem go. Jeszcze na klatce został wylegitymowany i spisany przez patrol policji, który właśnie przyjechał na miejsce**.**
Policja potwierdza zdarzenie. 16 stycznia patrol policji spisał pana Durczoka w tym apartamentowcu - ujawnia rzecznik Komendy Głównej Policji.
Opuszczone przez dziennikarza mieszkanie było ponoć w opłakanym stanie.
Na stole w sypialni talerz z resztkami białego proszku, obok akcesoria, jakich używa się do brania narkotyków: kartka zwinięta w rulon, służąca do wciągania oraz karta kredytowa, również ze śladami białego proszku - opisuje Wprost. Na półce nad stołem torebka z opalonymi fifkami. Wokół w różnych miejscach dziesiątki foliowych torebek z resztkami białego proszku. W całym mieszkaniu w różnych miejscach walają się rzeczy osobiste i służbowe Durczoka. Wszystko wymieszane z akcesoriami erotycznymi i bielizną. Nieotwarte pismo z urzędu skarbowego do szefa "Faktów". Pendrive z wyjazdu narciarskiego, na którym są zdjęcia dziennikarza i jego przyjaciół celebrytów. Na fotografiach m.in jedna z najbardziej wziętych aktorek starszego pokolenia. W tej samej walizce film o treści zoofilskiej. Na filmie kobieta uprawia seks z koniem. W tym samym miejscu nowy notes z firmowym hasłem TVN24 "Cała prawda całą dobę". W środku odręczne notatki, o tematach, które mają ukazać się w wieczornych Faktach: Ukraina, sytuacja na drogach, Kate i William. Obok nazwiska reporterów wieczornego wydania. Postawiony na łóżku laptop otwarty na stronie z anonsami prostytutek. Obok nieprawdopodobna ilość pornografii i gadżetów erotycznych. W kącie torba, w niej roztrzaskana w drobny mak kamera, rozbite telefony komórkowe, połamane karty SIM.
Jak wspomina właściciel mieszkania, podczas gdy dobijał się do drzwi, słyszał dźwięki, sugerujące, że ktoś zaciera ślady.
Kamil Durczok nie chce komentować sprawy.
Nic nie wydarzyło się w moim życiu na Górnym Mokotowie, żebym musiał o tym opowiadać - zapewnia. Niczego tam nie zostawiłem. Czy to nie są rzeczy z mojego skradzionego laptopa, którego mi ukradli w listopadzie? Miałem włamanie do mieszkania, zgłosiłem wtedy kradzież laptopa, zegarków. To prawda, zostałem jako świadek czegoś tam spisany. Przepraszam, to nie jest rozmowa, którą chcę ciągnąć. Nie rozumiem, z czym to ma związek.
Właściciel mieszkania, zaniepokojony obecnością białego proszku, wezwał na miejsce policję.
Są dwie osoby, kobieta i mężczyzna - relacjonuje we Wprost. Łażą i przekonują, że nic tu nie ma. Torebki oglądali i powiedzieli, żebym sobie detektywa wynajął, bo to są za małe ilości, żeby badać.
Po interwencji Wprost w Komendzie Głównej, policja bardziej przejęła się sprawą.
Policjantka ciągle wisiała na telefonie, cały czas się z kimś kontaktowała. Oficer dyżurny cały czas zmieniał jej dyspozycji: najpierw żeby odpuścić, potem żeby nie odpuszczać. Przyjeżdżali kolejni policjanci. W sumie przez mieszkanie przewinęło się z 10 osób - wspomina właściciel apartamentu. Przyjechał funkcjonariusz od narkotyków, ktoś z kryminalnej, w końcu funkcjonariuszka z psem. Policjanci zabrali ze sobą plastikowe torebki, kartę kredytową z białymi śladami i talerz w resztkami proszku.
To by wyjaśniało jego niektóre zachowania w pracy - komentuje jeden z pracowników.
Kamil przed chwilą krótko skomentował ten artykuł w TOK FM, potwierdzając, że "odwiedził" to mieszkanie:
Tak, w wolnym, prywatnym czasie odwiedziłem mieszkanie, w którym przebywała jedna z moich znajomych. To, co tam robiłem, to moja prywatna sprawa - powiedział.