_
_
Jak ujawnił wczoraj tygodnik Wprost, w apartamencie na Mokotowie, którego gościem bywał Kamil Durczok, odnaleziono po jego ucieczce prywatne rzeczy szefa Faktów. Znalazł je właściciel mieszkania, który przyjechał wymówić je lokatorce, nie płacącej czynszu. Jak informuje gazeta, wśród pozostawionych w apartamencie przedmiotów było m.in. wiele pustych torebek po białym proszku, gadżety erotyczne, m.in. dwie dmuchane lalki, film o treści zoofilskiej oraz służbowe notatki szefa Faktów.
O tym, że przebywał on w mieszkaniu na Mokotowie, przekonali się osobiście właściciel mieszkania oraz patrol policji, który spisał uciekającego dziennikarza. Dlaczego uciekał zamiast spokojnie porozmawiać z właścicielem? Trudno to zrozumieć. Być może był czymś pobudzony lub zdenerwowany.
Obecnie Komenda Stołeczna Policji bada zabezpieczone w apartamencie przedmioty.
Mieliśmy dwie interwencje w tym mieszkaniu. Pierwsza odbyła się 16 stycznia, bo właściciel lokalu nie mógł się dostać do środka - potwierdza w rozmowie z Faktem Marcin Mrozek, rzecznik Komendy Stołecznej. Nie złożył jednak zawiadomienia. Wszyscy zostali pouczeni o swoich prawach. Druga interwencja miała miejsce 13 lutego. Wtedy policjanci zostali poinformowani, że w mieszkaniu znajdują się niewielkie ilości nieznanej substancji. Dowody zostały zabezpieczone i trafiły do policyjnego laboratorium. Sprawdzamy także, czy na miejscu nie zostały popełnione czyny karalne.
Dziwnie wyglądał. Miał dwa kaptury na głowie, jeden od bluzy drugi od kurtki. Zaczęliśmy się szamotać, bo chciał zwiać - wspomina spotkanie z dziennikarzem właściciel mieszkania. Zdarłem mu te kaptury z głowy. O dziwo, okazało się, że mężczyzną jest Kamil Durczok. Puściłem go. Jeszcze na klatce został wylegitymowany i spisany przez patrol policji.
_
_
__