_
_
Sprawa "szefa dużego zespołu w telewizyjnego", który dręczył i molestował swoje podwładne, jest szeroko komentowana od dwóch tygodni. Wprost wywołał skandal publikując w poniedziałek bardzo ostry, obyczajowy materiał na temat Kamila Durczoka, który skrytykowało już wielu jego znajomych. Korwin-Piotrowska ogłosiła, że odchodzi z Wprost, a TVN24 milczy na ten temat, mimo apeli widzów. Zobacz: Widzowie TVN 24: "Dlaczego nic nie mówicie o Durczoku?" Miecugow: "MA PAN KOLEGÓW?"
Na temat "negatywnej solidarności" zawodowej, czyli zmowy milczenia panującej w środowisku medialnym, postanowiła wypowiedzieć się profesor Magdalena Środa. To bardzo ważny i mocny głos, wyróżniający się na tle wszystkich znanych dziennikarzy milczących, lub dość bezrefleksyjnie broniących kolegi.
Środa przypomina na łamach Gazety Wyborczej, że takie milczenie środowiska uniemożliwia pomoc ofiarom. Boi się, że ten znany i dobrze opisany mechanizm przeszkodzi w wyjaśnieniu "sprawy Durczoka":
Gdy pracowałam z różnymi grupami zawodowymi nad ich etyką, solidarność negatywna była jedną z zasadniczych trudności w walce z nieprawidłowościami, korupcją czy molestowaniem. No bo jak "donieść" na kolegę, który kradnie czy zachowuje się wulgarnie wobec koleżanek? Jak nie wesprzeć fajnego kumpla, choć gra nie fair i szkodzi wszystkim? Zamiłowanie do solidarności przesłania nam jej drugą - złą - stronę.
Byłoby fatalnie, gdyby negatywna solidarność przeważyła w wyjaśnianiu tzw. sprawy Durczoka - mam na myśli podejrzenie o molestowanie. Plotki, czyli "rozpowszechniane publicznie twierdzenia", na temat seksistowskich zachowań pana redaktora wyjaśnia teraz specjalna komisja w TVN. Niestety, w takich przypadkach środowisko i pracodawcy często unikają szybkiej reakcji. Molestowanie nie jest zresztą traktowane wśród panów profesjonalistów jak poważne przestępstwo. Ofiary też nie są traktowane serio, w końcu są zależne, są kobietami i albo ulegną, albo wylecą. A - dla własnego dobra - będą milczeć.
Środa zauważa, że już po pierwszym artykule Wprost, który nie ujawniał nazwiska molestującego pracownicę szefa, wszyscy szybko zorientowali się o kogo chodzi. Jej zdaniem to niekoniecznie przypadek:
Po pierwszej publikacji na ten temat, gdzie żadne nazwisko nie zostało ujawnione, reakcje internautów i niektórych publicystów nie pozostawiały wątpliwości, o kogo chodzi. Przypadek? Nagonka na niewinną osobę? Możliwe, ale niekoniecznie. Wiele osób w mediach o tym wiedziało lub słyszało, ale wolało milczeć. Teraz kilku oburzonych celebrytów redaktora wspiera. A co powiedzą, jeśli się okaże, że do molestowania doszło?
_
_