Poniedziałkowy artykuł Wprost o "ciemnej stronie Kamila Durczoka" wzbudził wielkie kontrowersje wśród dziennikarzy, którzy zarzucają tygodnikowi brak profesjonalizmu. Na pokazywanie tak kompromitujących materiałów nie zgodziła się między innymi Karolina Korwin-Piotrowska, która ogłosiła, że kończy swoją współpracę z redakcją. Przypomnijmy: Korwin-Piotrowska odchodzi z "Wprost"! "Stało się DUŻO HANIEBNYCH RZECZY!"
Swojego tekstu broni Michał Majewski, który razem z Sylwestrem Latkowskim znalazł się w opisanym mieszkaniu, w którym znaleziono ślady narkotyków i twardą pornografię. Dziennikarz twierdzi, że gdyby nie ich interwencja, policja zbagatelizowałaby sprawę i nie zbadała białego proszku:
Najpierw funkcjonariusze bagatelizowali sprawę i nie chcieli się nią zająć. Dopiero po interwencji Sylwestra Latkowskiego do mieszkania zjechała większa liczba policjantów - wspomina Majewski. Dopiero wtedy funkcjonariusze zdecydowali się poważniej przyjrzeć tej historii i choćby zbadać biały proszek. Dziś ekspertyza już jest i wynika z niej, że białym proszkiem była amfetamina i kokaina. Gdyby nie tamta piątkowa interwencja Latkowskiego to mam wrażenie, że sprawa zostałaby skręcona na samym początku.
Majewski broni swojego materiału wyjaśniając, że w Internecie krążą już absurdalne teorie spiskowe, według których Durczok miał zostać "wrobiony" w aferę przez... Kancelarię Premiera. To Ewa Kopacz miałaby mścić się na nim za zbyt ostry wywiad telewizyjny.
Durczok jest jedną z najbardziej wpływowych osób w kraju. Szefem jednego z najważniejszych dzienników telewizyjnych. Osobą będącą na szczycie rankingów zaufania. Piętnuje zakłamanie, dwulicowość, rozlicza innych, jest szefem i nauczycielem dla młodszych kolegów-dziennikarzy i decyduje, jakie newsy zobaczą miliony widzów - wylicza Majewski. Teoretycznie przecież Durczok mógł być takimi kompromitującymi materiałami szantażowany.
Jak myślicie, czy Wprost bardziej pomógł czy zaszkodził ofiarom molestowania w telewizji?