Ostatnia publikacja tygodnika Wprost odwróciła uwagę od krążących od wielu tygodni plotek i zarzutów o molestowanie w polskiej telewizjji. Paulina Młynarska przypomina o tym i apeluje, by nie tracić z oczu tego, co najważniejsze w tej sprawie.
Molestowanie i mobbing interesują mnie osobiście, ponieważ ich doświadczyłam - napisała w sieci. Trzy razy odchodziłam, z trzaśnięciem drzwiami, z roboty w mediach, ponieważ ktoś mocniejszy ode mnie zatruwał mi życie i nadużywał pozycji. Jasne, mogłam iść do sądu. Jasne, że może bym nawet wygrała. Jasne, jasne, jasne.
Młynarska podkreśla to samo, o czym wspominała w swoim artykule Agnieszka Graff, że kobieta w takich sytuacjach stoi na przegranej pozycji.
Ciekawe, gdzie bym potem znalazła robotę w swoim zawodzie? - pyta Młynarska. Sorry, taki mamy klimat, że będąc samotną matką, z dzieckiem na utrzymaniu, nie bardzo mogłam sobie pozwolić na luksus dochodzenia swoich praw w sądzie i przypięcia sobie etykietki pieniaczki, która "się procesuje". I, bagatelka, niby za co miałabym to robić? Z czego żyć? Płacić ZUS i rachunki? Ratowałam się, odchodząc, czy raczej schodząc, silniejszym od siebie z oczu i z linii strzału.
Współczujemy wszystkim kobietom, które musiały coś takiego przejść. Myślicie, że to się kiedyś zmieni?
Przypomnijmy, co o "sprawie Durczoka" i "negatywnej solidarności" w mediach mówi Magdalena Środa: Środa o "sprawie Durczoka": "Ofiary nie są traktowane serio! ULEGNĄ ALBO WYLECĄ"